października 26, 2019

O pikniku pod gwiazdami

O pikniku pod gwiazdami



Weekend w górach okazał się być bardzo dobrym pomysłem. Mimo rozczarowania związanego z samym noclegiem, który w przeciągu kilku lat zmienił się na tyle, że zupełnie zniechęcił do powrotu, widoki i piękno beskidu są bezdyskusyjne. Jesienna aura, kolorowe liście, miękkie światło - coś cudownego. Dużo spacerów, wędrówka wzdłuż Wisły, spacer po Kubalonce, Równica. Wieczory przy dobrej kawie i pysznych deserkach.

Tydzień też minął znacznie spokojniej niż poprzednie, mimo nieprzespanych z powodu kaszlu Młodego Człowieka nocy. No bo oczywiście w ramach pamiątki z wypadu przywiózł katar stulecia.

Ani się obejrzałam i przywitał nas piątek.

Piątek zakończył się wyjątkowo udanym piknikiem pod gwiazdami.

Oddaliśmy do czyszczenia narożnik. Siłą rzeczy, po czyszczeniu był jeszcze wilgotny i nie dało się na nim siedzieć. A że o jednym rzucie daliśmy też wyprać dywan, siedzieć przyszło nam na podłodze. Młody Człowiek spał już jak zabity, a mężu przyniósł mu lampkę-rzutnik, wyświetlającą na suficie gwiazdki i owieczki. No aż żal nie sprawdzić, jak to działa... na podłodze rozłożyliśmy kołderki i poduszki, na sufit rzuciliśmy baranki, a na stole pojawiły się bułki z malinowym dżemem i różowe wino. Czy tak nie wygląda piknik idealny?



października 16, 2019

o październiku

o październiku



Zawsze lubiłam październikowe słońce. Takie ciepłe i miękkie światło. Kolor dnia zupełnie inny niż kiedykolwiek.

W dawnych, studenckich czasach, w epoce bez smartfonów, przemierzałam świat marząc o zrobieniu zdjęcia ulicy warszawskiej, u szczytu której wschodziło słońce. Światło odbijało się w oknach kamienic, świat był ciepły i miękki, mimo porannego chłodu. Tylko w październiku.

Ostatnie tygodnie to gonitwa. Problemy rozmnożyły się jak zarazki i zaatakowały z każdej strony. Przyszło zmęczenie i zniechęcenie. Uwzięło się wszystko, począwszy od pracy w pracy, a skończywszy na własnych czterech kątach. Nawet jakieś dziwne instytucje zaczęły się o mie upominać z jeszcze dziwniejszych powodów. I w efekcie przyszło mi się tłumaczyć z przedziwnych spraw. Głowa pęka.

Ale mamy październik i ostatnie piękne, kolorowe dni. Trzeba złapać jeszcze odrobinę słońca i ruszyć do przodu. Zaparzyć kawy, poczytać, odpocząć.

Nie mogę doczekać się weekendu. Rocznicowy wypad w góry - odliczam dni. Będzie pięknie, słonecznie i leniwie. I nic nie zepsuje tego planu. Nawet gwałtowne załamanie pogody czy inna grypa. Nie i koniec.

Przy okazji urodzin zawsze dopada mnie depresja związana z kolejnym rokiem więcej. Przy okazji rocznicy każdy kolejny rok to kolejny powód do dumy i radości.

Oby do piątku!


października 05, 2019

O liczeniu do jednego

O liczeniu do jednego


Czasami są takie dni, że od rana wszystko stoi na głowie. Właśnie taki był czwartek. Pobudka, śniadanko, poranna krzątanina. Dzień inny niż zazwyczaj, bo do pracy miałam jechać później i pozałatwiać parę spraw. Z powodu przesuniętych godzin, Młodego z przedszkola miał odebrać mężu. Młody Człowiek w międzyczasie zdążył się zasmarkać i rozkaszleć. Do tego pogoda była paskudna. W całym tym bałaganie uznałam, że niech lepiej zostanie w domu i zobaczymy, co się z tego smarkania wykluje.

Ciąg dalszy dnia był totalnie zakręcony, w pracy tysiąc spraw do załatwienia. Wszystko działo się szybko i jednocześnie. Aż w końcu usłyszałam brzęczący uparcie w torebce telefon i zobaczyłam kilka nieodebranych połączeń. I jedno pytanie męża;

-Młody Człowiek był dzisiaj w przedszkolu?

Jasny gwint, pamiętałam o wszystkim... tylko nie o tym, że nasze zarazki zostały w domu!

-Wchodzę tam, mówię, że po Młodego. Pani woła, prowadzi mi jakiegoś dzieciaka. Większy taki, lekko zaskoczony. „Ale to nie mój...” Pani stoi, mruga, na mnie zerka, na niego. Pyta „czy to twój tatuś?” A dzieciak z otwartą buzią kręci głową, że nie-eee-eee...

No świetnie. Co sobie pani pomyślała, to jej. Żeby mieć jedno dziecko i nie móc się go doliczyć? Takie rzeczy to tylko u nas.

* * *

Jeszcze tego samego dnia babcia miała urodziny. Dumny Młody maszeruje z czekoladą i wręcza solenizantce.
-A co miałeś powiedzieć?
-Babciu poczęstujesz mnie tą czekoladą?

* * *

A tymczasem sobota. Bawimy się kasztanami i walczymy z zarazkami. Za oknem deszcz. A jeszcze tydzień temu było tak pięknie!


Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger