Tydzień też minął znacznie spokojniej niż poprzednie, mimo nieprzespanych z powodu kaszlu Młodego Człowieka nocy. No bo oczywiście w ramach pamiątki z wypadu przywiózł katar stulecia.
Ani się obejrzałam i przywitał nas piątek.
Piątek zakończył się wyjątkowo udanym piknikiem pod gwiazdami.
Oddaliśmy do czyszczenia narożnik. Siłą rzeczy, po czyszczeniu był jeszcze wilgotny i nie dało się na nim siedzieć. A że o jednym rzucie daliśmy też wyprać dywan, siedzieć przyszło nam na podłodze. Młody Człowiek spał już jak zabity, a mężu przyniósł mu lampkę-rzutnik, wyświetlającą na suficie gwiazdki i owieczki. No aż żal nie sprawdzić, jak to działa... na podłodze rozłożyliśmy kołderki i poduszki, na sufit rzuciliśmy baranki, a na stole pojawiły się bułki z malinowym dżemem i różowe wino. Czy tak nie wygląda piknik idealny?