Spotkałam
dziś bardzo inspirującego, młodego człowieka. Zafascynowanego tym, co robi. Magistra
architektury, który śmiało mógł wkroczyć w rodzinny interes i działać pod
wyrobioną marką… a jednak porzucił to na rzecz pędzla i papieru. Zapamiętałam go
jako sympatycznego nastolatka w przydługiej koszulce. Dzisiaj odbierałam od
niego przepiękne, wyjątkowe grafiki, które ozdobią moje ściany.
Kilka dni
temu dostałam czwartą część książki, napisanej przez kolegę z ławki. Do przeczytania, poprawienia, wyrażenia opinii. Na dzień dzisiejszy poddawana jest korekcie i
ostatnim poprawkom. Jest zdeterminowany, by ją wydać i znając jego upór, pracowitość
i zezowate szczęście, jestem przekonana o tym, że mu się uda.
Obserwuję
przyjaciół, którzy całkiem niedawno, bo 3, 4 lata temu rozpoczęli zabawę z
aparatem. Dzisiaj mają swoją firmę, robią piękne sesje. Ich zdjęcia są
magiczne, naturalne, ciepłe. Mają to coś, co sprawia, że fotografie zapadają w
pamięć. Widać w nich włożoną pracę i ogrom serca.
Zadaję sobie
pytanie, czego chcę.
Kiedyś czerpałam
przyjemność z pisania. Robiłam zdjęcia, choć do dyspozycji miałam tylko mały,
kompaktowy aparacik. Poznawałam wielu ludzi i fascynowało mnie słuchanie ich
historii. Byłam ciekawa świata, zawsze gotowa do drogi w nieznane.
Nagle okazało
się, że dni są podobne i choć nie są złe, czegoś im brakuje. Czegoś, w czym
byłaby pasja.
Jakiś
czas temu myślałam, że w zasadzie nie mam już marzeń. Niewiele jest rzeczy,
które chciałabym przeżyć, zobaczyć. A potem okazało się, że jednak są jeszcze
takie drobiazgi, małe odkrycia i chwile, dzięki
którym trudno wieczorem zasnąć.
Chciałabym
znów je odkryć i czerpać z nich, ile tylko się da.
Taki jest
mój plan.
A wiosna
to świetny moment, żeby zacząć coś w tym kierunku robić.