czerwca 19, 2022

O obserwacjach

 


Generalnie lubię obserwować ludzi.

Zajmuję się tym od zawsze. Nigdy nie byłam zbyt towarzyska. Nawet jako dziecko wolałam przycupnąć gdzieś z boku i słuchać, patrzeć, wyciągać wnioski. Interesowała mnie (i nadal w sumie interesuje) psychologia, socjologia. I człowiek, i społeczeństwo. Skrupulatnie odnotowuję sobie gdzieś tam w głowie swoje obserwacje. Był taki czas, że umiałam doskonale manipulować ludźmi - nie, nie robiłam tego często. I nie dla własnych korzyści. Czasami widziałam, że ktoś bardzo czegoś chce, ale z jakiegoś powodu nie może się zdobyć na odwagę. Popychałam wtedy pionki do przodu. Stwarzałam okazje, stawiałam jednych ludzi na drodze innych ludzi, bo umiałam przewidzieć co z tego wyniknie. Bywało, że czułam się wtedy jak oszust... Ale wierzyłam, że wyniknie z tego coś dobrego. W ciągu całego życia pojawiła się tylko jedna osoba, która była w stanie to zauważyć i odważyła się mi o tym powiedzieć. Żartem losu było to, że człowiek ten robił dokładnie to samo. Swoją drogą, był moim najlepszym kumplem, na którego nie mogłam patrzeć. Uwielbiam go i jednocześnie irytował mnie tak strasznie, że chciałam mu ukręcić łeb. I vice versa. Dlaczego? Bo byliśmy to siebie niesamowicie podobni. Rozumieliśmy się bez słów. Mogłam wziąć kurtkę, pójść w jakieś miejsce i wiedziałam, że go tam spotkam. A najbardziej drażniły mnie w nim moje własne wady. Ludzie są w stanie wybaczyć sobie nawzajem wiele rzeczy. Każdy ma swoje słabości i odchyły. A my mieliśmy te same. Widziałam siebie w lustrze, widziałam dokładnie to, czego nie znosiłam u siebie. Serio, to było dziwne, ale bardzo pouczające. Ludzie postronni myśleli, że się wiecznie kłócimy. A tymczasem nie mogliśmy żyć bez siebie. Jak takie stare, dobre małżeństwo. Składając mu życzenia urodzinowe nie życzyłam mu szczęścia i spełnienia marzeń. Życzyłam mu jak najwięcej kłód pod nogami. Nie dlatego, że życzyłam mu źle. Dlatego, że wiedziałam, że problemy to dla niego wyzwanie. Że on uwielbia zmagać się z życiem. Że każde nowe doświadczenie to próba, z którą on się z dziką radością zmierzy i zwycięży, a dzięki temu będzie silnym i wspaniałym człowiekiem. Zawsze takim był, chociaż zazwyczaj mu powtarzałam, że jest wrzodem na pewnej części ciała ludzkości. I to był komplement, który doskonale rozumiał.

Ale odbiegłem od tematu!

W zasadzie chciałam napisać o tym, jacy ludzie są okropni.

Aktualnie wakacjujemy. Oj, wakacje to fantastyczne pole do obserwacji. I nadal twierdzę jedno. Ludzie w pewnych okolicznościach są okropni. 

Korzystamy z posiłków w miejscu, gdzie rano obowiązuje tak zwany szwedzki stół, a w czasie obiadów wszystko podawane jest do stolika. 

Obsługa radzi sobie średnio. Widać, że to są młodzi ludzie. Że jest ich za mało. Że się dopiero uczą. Robią puste przebiegi, trzeba dość długo na wszystko czekać. Część sali obsługiwana przez dwie starsze panie wszystko ma na gotowo raz-dwa. Reszta niekoniecznie. I o ile rozumiem, że ktoś mógłby mieć pretensje, bo kelnerki stoją pod ścianą i zajmują się sobą, ignorując swoje obowiązki... To nie rozumiem, jak można się zwracać w tak niegrzeczny sposób do ludzi, którzy serio biegają jak mróweczki po sali i robią co mogą, żeby wszystkich zadowolić. To jest stołówka. Nie hotel, nie restauracja. Na sali mieści się około 250, może 300 osób. Mniej więcej obliczyłam, że obiad jednocześnie zjada ich 180-200, pozostali przychodzą i rozchodzą się w międzyczasie. A kelnerki są zazwyczaj 4. Nie wiem, czy to dużo, czy mało. Widzę, że się starają. I widzę, że gromada starszych pań na wakacjach komentuje głośno, jak to długo na wszystko trzeba czekać i jaka beznadziejna tu obsługa. Że się obijają, że są leniwi, że "za moich czasów nie do pomyślenia", że trzeba wszystkich zwolnićS. zczytem było, jak jedna z pań zaczęła się domagać spotkania z kierownikiem sali, bo musiała posiedzieć pięć minut w oczekiwaniu na talerz. Litości. Ludzie, bądźcie ludźmi. 

Pomijam fakt, jaki bałagan ludzie są w stanie zostawić po sobie na stołach. Ile wyrzucają jedzenia. I to, jak zachowują się przy stole w trakcie śniadania i kolacji. Bo jest to również oburzające co obrzydliwe. Wiecie, za co w zeszłym roku ostatniego dnia pobytu podziękowały nam te panie? Za to, że składamy talerze na stosik. Serio. Ostatniego dnia trzy panie kelnerki podeszły do naszego stolika i podziękowały za to, że mówiliśmy im dzień dobry, dziękuję i że robiliśmy coś tak prostego (i dla mnie oczywistego w miejscu pod tytułem stołówka ośrodka wypoczynkowego) jak poskładanie talerzy jeden na drugim. 

Wstyd mi, że mój sześciolatek potrafi powiedzieć dzień dobry pani sprzątającej, podczas gdy dorośli ludzie przechodzą obok jakby jej nie widzieli. Wstyd mi, kiedy ten mały łobuz mówi "dziękuję pani za samczne danie" (nawet, jeśli wiem, że czegoś nie cierpi i absolutnie tego nie tknie) a dorośli ludzie potrafią tylko krytykować i podczas całego posiłku, od podania do posprzątania, nie wymcknie im się ani jedno "dziękuję". Wstyd mi, kiedy ten mały chłopiec stoi grzecznie w kolejce, a nad jego głową przepychają się ręce i głowy, szturchając go i przestawiając z miejsca na miejsce, byle szybciej do talerza. Wtyd, serio.

No, to sobie ponarzekałam. Jestem ciekawa, czy macie lepsze doświadczenia w tym temacie. Oby nie gorsze! 

11 komentarzy:

  1. To cała prawda. My dorośli, powinniśmy uczyć się od dzieci w wielu sytuacjach w życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Tylko kto te dzieci wychowa, jak takie rzeczy widzą...

      Usuń
  2. Mnie też byłoby wstyd! Nie znoszę braku kultury i chamstwa. Jestem na to wyjątkowo wrażliwa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że na wakacjach z ludzi wychodzi wszystko co najgorsze...

      Usuń
  3. Fascynująca historia z Twoim przyjacielem... To musiało być zarówno pouczające i przerażające momentami. Chyba niewielu z nas przeżyło coś podobnego.
    Skoro interesujesz się socjologią, pewnie to wiesz i doszłaś do podobnych wniosków, ale ludzie uwielbiają mieć władzę nad kimś. Choćby taką symboliczną i iluzoryczną jak nad kelnerami w stołówce. Obce środowisko, które niedługo opuszczą, podobne zachowanie innych - wszystko kusi, żeby poudawać jaśniepaństwa. Gdzie kultura i etyka, to już temat rzeka na osobne rozważania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Takie chwilowe poczucie bycia panem sytuacji. Bo i tak nikt mnie tu nie zna więc mogę być chamem, a ty mi musisz sluzyc. Strasznie mnie denerwują pewne zachowania i o ile raczej się nie udzielam towarzysko, to w takich momentach potrafię się odezwać i przywołać do porządku całkiem obcych ludzi. Potem się zastanawiam po co mi to było, ale kurcze nie można tak traktować innych :/

      Usuń
    2. Tata czasem reaguje podobnie do Ciebie i jeszcze mu się od tych gburów obrywa... szkoda słów.

      Usuń
  4. Zawodowo zajmowałam się "gastronomią", więc nie bywam "upierdliwym" klientem...;o) Napatrzyłam się na różne akcje "po kokardy"...Ludzie uwielbiają odreagowywać swoje frustracje na obsłudze...A szkoda...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Kelnerki, kasjerki w marketach, wszelkie zawody usługowe. Nagle ludziom się zaczyna wydawać, że są ważniejsi od innych. Straaaasznie mnie to irytuje

      Usuń
  5. Właściwie mogłabym to samo o sobie napisać. I ta ciekawa umiejętność manipulacji - nie korzystam z niej, ale dała mi możliwość rozpoznawania niebezpiecznej sytuacji przeciwko mnie.
    A o irytujących ludziach można by książkę napisać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj drugą połową roku
    Cieszę się, że znowu do mnie napisałaś.
    Ja też raczej z tych, co cichutko sobie siedzą w kąciku i obserwują ludzi. Jednak wszyscy ludzie są dla mnie ważni.
    Spokojnego lata życzę i pozdrawiam już z wędrówki "nowymi, starymi" ścieżkami

    OdpowiedzUsuń

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger