Potem chciałam zostać tłumaczem języków starożytnych. Uczyłam się łaciny i starożytnej greki. Chciałam zamieszkać w jakimś archiwum, najlepiej klasztornym i przeglądać zakurzone woluminy z należnym im szacunkiem. Brałam nawet pod uwagę opcję zamieszkania na greckich Meteorach, ale potem okazało się, że przyjmują tam głównie bogate wdowy. Bogata nie byłam, a do statusu wdowy potrzebny był najpierw mąż. Nie nadawałam się.
Później chciałam napisać książkę i podpisać ją pseudonimem. Chciałabym pójść do księgarni i wybrać z półki własną powieść, efekt swojej twórczej pracy i nieprzespanych nocy. I być dumną z siebie i z tej aury tajemniczości, że nikt przecież nie wie, że ja to ja. I wszyscy będą szukali autora, a ja się będę uśmiechała, o taaaak.
Myślałam też o karierze korektora albo redaktora. Może w jakimś wydawnictwie, może w gazecie. Chęci rosły tym bardziej, im więcej literówek czy rozrzuconych losowo przecinków zauważałam na naszym małym, lokalnym portalu informacyjnym. Mój dorobek twórczy składa się póki co z jednego artykułu, który podpisała swoim nazwiskiem inna osoba, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo - w końcu marzyłam o anonimowym dziele literackim.
Tymczasem lata biegną. Panią z biblioteki jeszcze mam nadzieję zostać, choć to mało realne biorąc pod uwagę kolejkę na to stanowisko powinowatych wciąż żywego bibliotekarza. Zamiast ciszy archiwum i subtelnego szelestu starych kart zakurzonych woluminów, przez większą część dnia odbieram brzęczące telefony. Twórczy szał literacki ogranicza się do dziesiątek wysyłanych dziennie pism i maili, a zamiast dostojnie przemierzać klasztorne korytarze, biegam od biura do biura. Bogata nadal nie jestem - chyba, że w doświadczenia. Na dodatek głównie te z kategorii „błędy, jakich lepiej nie popełniać.” Moja samotnia stanowi małe centrum dowodzenia i wypełniona jest kolejką ludzi i ich trudnych spraw, w rozwiązaniu których staram się pomóc.
Na szczęście w moim domku na końcu świata mam namiastkę klasztornego odludzia. Tłumaczę głównie treści typu dlaczego gluty w nosie są lepkie, dlaczego w naszej piaskownicy nie ma kości dinozaurów, po co człowiekowi śledziona i czemu służą białe krwinki. Wdową zostać już nie chcę, bo mam świetnego męża i chciałabym mieć go jak najdłużej. Z literatury na dzień dzisiejszy zadowala mnie niezobowiązująca, radosna twórczość blogowa. I może kiedyś dołączę jakieś autorskie mikrodzieło do swojej domowej biblioteki, w której książek od dawna nie liczymy już na sztuki, a na metry.
Tak mało planów zrealizowałam, ale nie czuję rozczarowania. Nie jeden raz los mnie zaskoczył i postawił na drodze coś, czego nie przewidziałam, a co mnie uszczęśliwiło. A ponadto warto się cieszyć z prostych spraw, żeby czuć się dobrze w swoim małym świecie. A plany? Przecież nadal można je mieć. Kto wie, co będzie jutro?
Każdy nawet najmniejszy sukces powinien nas cieszyć. 😊
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z tym całkowicie :)
UsuńMarzenia,plany to wszystko takie złudne i trudno dostępne:( dlatego radość z tego co się ma jest na wagę złota
OdpowiedzUsuńOj tak, warto sie z tego cieszyc :)
UsuńLove it so much
OdpowiedzUsuńMyślę, że ten świetny Mąż jest lepszym rozwiązaniem niż klasztorna samotnia...;o) Praca w bibliotece wcale nie jest taka idealna...;o) Książkę jeszcze napiszesz...;o)
OdpowiedzUsuńAkurat z niego ciesze sie najbardziej :D
UsuńŚwietny post!
OdpowiedzUsuńP.S. A wiesz, że ja zawsze zazdrościłam biblotekarkom: a/ ciszy b/nieogranicznonego dostepu do książek w każdej chwili c/ możliwości czytania w pracy ( umówmy się, czytaja po zrobieniu swojej roboty i nawet powinny, aby móc doradzić czytelnikom)
A najbardziej zazdrościłam tej pani, z biblioteki w szpitalu bądź sanatorium :)
Pozdrawiam ciepło, Pola
Ach pani bibliotekarka w sanatorium to juz w ogole bajkowo! :D
UsuńJedyne co mi się udało zrobić z moich licznych planów, to napisać książkę, ale pod własnym nazwiskiem.
OdpowiedzUsuńA planów było multum, chciałam nawet zostać pustelnikiem, ale nie wyszło.
Warto planować i patrzeć czy nasze pomysły pasują do zbliżającego się jutra.
Mieszkasz w tak pieknych okolicach, ze nie warto tkwic w pustelni! :) za ksiazke bardzo podziwiam!
UsuńJa też planuje wydać książkę i ja pisze aktualnie jestem na 3 rozdziale. Kiepsko z czasem. Cóż bywa tak że trzeba poczekać na te marzenia. Może są jakieś mniejsze które już się u Ciebie spełniły?
OdpowiedzUsuńTo juz jestes o 3 rozdzialy blizej sukcesu! :D jest kilka mniejszych, z gatunku podrozniczych. Ale moze jeszcze cos do tej listy dorzuce :)
UsuńWszystko przed Tobą - naprawdę.
OdpowiedzUsuńJa w dojrzalym wieku napisałam czetry książki... i samej nie chce mi się w to wierzyć...
Chyle czoła! Szczerze gratuluje ksiazek, to wspaniala sprawa. Mam nadzieje, ze jeszcze zdaze cos w tym kierunku począc... :)
UsuńBibliotekarze słabo zarabiają:)
OdpowiedzUsuńja chciałam być archeologiem, a pracuję w korporacji:) I po cichu myślę, że to dobrze, bo taplać się całe życie w brudnej ziemi... w deszczu i palącym słońcu... wśród zapleśniałych murów... eee nieee...
I tak slabo zarabiam, ale tu gdzie mieszkam praca w ogole to juz cos. Tez chcialam byc archeologiem, ale jestem w stanie mape Czech powiesic do gory nogami wiec gdzie mi tam ruszac w swiat... ;D
UsuńFajnie mieć marzenia, ale los pisze swoje scenariusze. Czasami dużo lepsze, niż te nasze wymarzone :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness:)
Los zaskakuje :) a kto wie, moze jeszcze cos mi sie uda zrealizowac...? :)
UsuńPani z Biblioteki a wiesz ze ja tez marzyłam i bawiłam się z siostrą w bibliotekę xD
OdpowiedzUsuńBylam klasową bibliotekarką w 2 klasie szkoly podstawowej. Mam doswiadczenie! :D
UsuńKlasową? :)
UsuńPlany planami, a życie i tak zrobi swoje ;)
OdpowiedzUsuńmarzyłam o pracy w bibliotece, oj marzyłam... I chciałam wydać książkę, ale doszłam do wniosku, że nie do końca wiedziałabym o czym ma być? :)
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Wszystko jeszcze przed Tobą hehe, życzę wielu sukcesow!
OdpowiedzUsuńJesteś moją bratnią duszą, jeśli chodzi o umiłowanie słowa. Nie całkiem, ale w dużej mierze czułam się, jakbym czytała o sobie :) Najbardziej marzy mi się wydanie książki, oj tak... Mimo że teraz o wenę bardzo ciężko, to często o tym myślę i... może kiedyś? Tego nam obu życzę - choćby raz. Tak dla własnej satysfakcji :)
OdpowiedzUsuńPlany planami, a życie swoje... A może to jest tak, że 'człowiek myśli, a Bóg kreśli'? W każdym razie z planów i marzeń nie można rezygnować. Nigdy nie wiadomo kiedy nadarzy się odpowiedni moment na ich spełnienie:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:-)I życzę realizacji planów:-)
Zawsze warto marzyć. Udało mi się napisać 5 książek, ale jak dotąd żadnej nie wydałam na szerszą skalę. Za to już dwa razy moje teksty znalazły się w zbiorowych monografiach książkowych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Kiedy okazało się, że z powodu kalectwa nie mogę być lekarzem, to skończyłam studia bibliotekarskie,by rozweselać dzieci w Centrum Zdrowia Dziecka. Jednak nie trafiłam do niego, tylko do biblioteki publicznej. Bardzo lubiłam tę pracę szczególnie w bibliotece dla dzieci. Nie układało mi się ze współpracownikami i na 10 lat trafiłam do biblioteki wojskowej. Czytelnik trudny, ale tym większe wyzwanie. Niestety zbyt szybko przyszło mi zakończyć pracę zawodową,by czuć w pełni satysfakcję. Jedno mogę potwierdzić zarobki były i są nadal bardzo niskie. Nigdy nie miałam tęsknoty, by napisać książkę, ale są tacy, którzy zaczynali od pisania bloga, a teraz mają na swoim kącie kilka tytułów http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/,https://stokrotkastories.blogspot.com/,http://jakajestesmario.blogspot.com/. A ten mąż, to naprawdę świetna sprawa. Pozdrawiam Was obojga.
OdpowiedzUsuńJa kiedyś też chciałam zostać bibliotekarką, w sumie moje marzenie częściowo się spełniło bo pracuje w małej i klimatycznej księgarni, jednak w przyszłości (mam nadzieję, że będę mogła pracować z dziećmi czyli być przedszkolanka). Bo choć ksiażki są moją miłością i na pewno dalej będą, to jednak wiekszą radość sprawia mi przebywanie wsród dzieciaczków, a najlepiej w wieku od 2-3 lat to moja ulubiona grupa wiekowa :)
OdpowiedzUsuńCzasami człowiek ma dużo planów, a i tak życie pisze swój scenariusz.
Witaj pogodnym wieczorem
OdpowiedzUsuńCzyli nie tylko ja chciałam zostać bibliotekarką. Miłość do książek to jednak nie wszystko. Przeszkodził mi całkowity brak zdolności do przedmiotów humanistycznych
Pozdrawiam zapachem floksów
Z tego co czytam to bardzo dużo planów już zrealizowałaś.
OdpowiedzUsuńI tak naprawdę to fajnie mieć jeszcze coś w zanadrzu marzeń:-)
Pozdrawiam ciepło
"Na szczęście w moim domku na końcu świata mam namiastkę klasztornego odludzia"- zaintrygowało mnie to... i poruszyło. To co proste jest dobre i potrzebne, reszta to dodatki ;)
OdpowiedzUsuńJestem po bibliotekoznawstwie. Specjalnie poszlam na ten kierunek zeby do konca zycia siedziec w bibliotece. I gowno z tego. Po studiach probowalam, zanosilam cv do wszystkich bibliotek w Krakowie i nie dostalam szansy. Raz mialam juz isc na rozmowe i nagle za 5 dwunasta dowiaduje sie, ze nieaktualne bo miejsce w bibliotece dostala corka znajomej pani dyrektor, bez studiow.. To po co ja studiowalam te 5 lat??? Rece mi opadaja na samo wspomnienie. Ostatecznie poszlam na kase :( do lewiatana. Nie powiem zeby to byla robota mojego zycia. Koszmar. Moze jeszcze kiedys mi sie uda. Niefajnie ze ktos sie podpisal pod twoim artykulem :( Ludzie chca zbierac laury za nic. Taka anonimowa slawa calkiem niezla. Wszystkiego dobrego, duzo zdrowka dla Ciebie i rodziny.
OdpowiedzUsuń