września 25, 2019

O oczekiwaniach



Kiedy przychodzi moment, w którym człowiek staje się "dorosły"?
Kiedy inni zauważają, że to już ten czas? Kiedy okazuje się, że to, co mam nie jest tym, co dawniej chciało się mieć, a mimo wszystko jest w porządku?

Młody Człowiek po tygodniu w przedszkolu wrócił w piątek niesamowicie z siebie zadowolony, z dumą wszystkim prezentując "Medal Przedszkolaka". Oprócz medalu przytargał ze sobą zarazki, bo jeszcze tego samego dnia się zdążył zasmarkać, następnego rozkaszleć, a w poniedziałek do całego towarzystwa dołączyła gorączka.

Przy rejestracji okazało się, że nie ma naszej pani doktor, alei jest inna lekarka na zastępstwo. Przyjść o 17.15. Godzina późna, no ale wizyta to wizyta, zastępstwo, pewnie mają zamieszanie z tego powodu, w porządku.

Przychodzimy, a tu w kolejce ludzie. Wszyscy wpisani na tę samą godzinę. Za nami przydreptała jeszcze gromadka dzieci i tym sposobem w jednym pomieszczeniu i długim korytarzu ulokowała się zbieranina pacjentów w przekroju od 3 miesięcy do 14 lat.

Dzieci + zarazki + spóźniona lekarka = dramat

Starsze, wiadomo, klepały w smartfony. Młodsze, które miały taki sprzęt albo którym wcisnęli go zdesperowani rodzice również. Reszta, znudzona, nerwowa i zasmarkana, dawała wyraz swojemu niezadowoleniu na wszelkie możliwe sposoby. Jedni w płacz, drudzy w krzyk, część dała nogę i poleciała zwiedzać zakamarki przychodni. Dwóch braci się pobiło, któryś chłopaczek poszedł po do automatu po kubeczek i niósł wodę - oczywiście inny zdążył go popchnąć, woda się rozlała, dziecko mokre, a na plamie już ktoś zdążył się przejechać i wywinąć orła. Rodzica latają, dzieci wrzeszczą, wszyscy solidarnie kaszlą. Impreza na całego, nad którą nikt nie panuje.

I nagle słyszę podniesiony, męski głos. Wkurzony ojciec chłopczyka (chłopiec miał ze dwa latka, należący do grupy płaczę-smarkam) zaczyna się wydzierać na panie w rejestracji. Że burdel, że dezorganizacja, że gdzie lekarz, ileż można. Patrzę dyskretnie, kukam... znam ci ja tego typa, nie znam? Znam!

I to jest ten moment, w którym człowiek zderza się z rzeczywistością..

Pamiętam go z gimnazjum. Tak, należę do tych roczników, które miały okazję przeżyć ten etap edukacji. Zawsze modnie ubrany, stylówa skate'a. Wtedy przynajmniej tak się na nich mówiło. Ktoś to jeszcze pamięta? Nosili szerokie spodnie, z krokiem w kolanach, w których nie da się chodzić, ale spoko, bo buty też są o cztery numery za wielkie, więc luzacko tylko posuwasz nogami, żeby ich nie pogubić. Czapka, że nic na oczy nie widać, najlepiej z jakimś buntowniczym napisem albo tajemniczymi literkami/numerami. Bluza wielka i szeroka, w której przewieziesz pół mieszkania i siedmiu imigrantów. I rolki albo deska pod pachą. Ten wczorajszy akurat jeździł na rolkach - i to jeździł dobrze. Wzięcie u dziewczyn miał niesamowite. Gadane miał, wyglądał modnie, był podziwiany przez to, co z tymi rolkami wyczyniał. Popisywał się tym wszystkim i wciąż powtarzał, jak to mało go przyziemne sprawy w życiu obchodzą i jak to wyniesie się z tej zapadłej dziury, żeby robić karierę w ju-es-ej.

I teraz stoi tu, w dżinsach. W takich zwykłych butach, wprawdzie z firmowym logo, ale jednak przeciętnie normalnych. W koszuli (sic!), bez czapki. I krzyczy, że syn chory, a tu bałagan i kolejka nie wiadomo dokąd. A z nim żona, dawna szkolna piękność, teraz taka zwykła, bez tych wszystkich ekstra ciuchów, jakaś taka mniej niż wtedy wyszczekana. Z dwulatkiem na kolanach, z chusteczką zasmarkaną, ociera łzy dzieciaka i tłumaczy mu jak może, że kochanie, kolejka, musimy poczekać, ale pani doktor da lekarstwo i wrócimy do domku.

Co poszło nie tak? Gdzie to usa, ta kariera, gdzie ten szpan? A może właśnie wszystko poszło tak, jak miało? I ta zwykła zwyczajność, te dżinsy i zasmarkane dziecko jest tym, czego chciał szukać za oceanem?

Poszperałam, poszukałam, podpytałam nieco. Okazuje się, że żyją sobie razem już od lat. Oprócz tego chłopaczka mają jeszcze starszą córkę. On pracuje gdzieś tam, ona jest przedszkolanką. Nadal mieszkają w tej zapadłej dziurze. I wygląda na to, ze są całkiem z tego wszystkiego zadowoleni. Może o to chodzi w dorastaniu?

* * *

Młody Człowiek wchodząc do gabinetu zaatakował z grubej rury.
-Gdzie jest pani Jadzia? Zawsze ona tu siedzi. A teraz ty tu jesteś! Czy pani Jadzia pojechała na wczasy? Nad morze?

Niewiele się dowiedzieliśmy o stanie zdrowia, ale dowiedzieliśmy się, że nasza Jadzia jest na wycieczce, ma się dobrze i w poniedziałek wróci.

-Fajnie u ciebie było. Ale wolę, jak jest pani Jadzia. Cześć!

9 komentarzy:

  1. Zarazki sa teraz "na topie", taki czas :) Moja córka wraca dziś ze szkolnej wycieczki, mam nadzieję, że nie w towarzystwie zarazków :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma to jak dziecięca szczerość :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami to nie wiem, czy się śmiać czy płakać jak coś skomentuje :D

      Usuń
    2. Ale dziecko właśnie powie co myśli a my dorośli jesteśmy często w mówieniu nieszczerzy...
      I to jest w dzieciach piękne ☺

      Usuń
  3. Niestety przyszła jesień, a z nia zaraazki.
    To mieliście 'ciekawą' sytuację w przychodni.
    No coż, życie pisze rozne scenariusze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Współczuję. My staramy się omijać ośrodki zdrowia, ale wiadomo czasami się nie da. Idą z gorączką wracamy z jelitówką na przykład :P

    Też jestem pokoleniem gimnazjum ;)
    Jednak skeyciki mnie nie kręcili.

    OdpowiedzUsuń
  5. Taka sytuacja z tą jesienią. U mojego synka najgorszy był czas przedszkola i pierwszej klasy. teraz odpukać.. :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger