września 22, 2019

O pewnym latawcu


Zrobił dla Was ktoś kiedyś latawiec?

Dla mnie latawce robił tata. Z patyków z waty cukrowej i bibuły. Z ogonem z papierków po cukierkach. Siedzieliśmy przy stoliczku, na drewnianej ławce, pod wielkim, rozłożystym orzechem włoskim, który już wczesną jesienią zaczynał zrzucać pomarszczone liście. Tata wycinał, sklejał, a ja zwijałam papierki na ogonek. Potem na latawcu malowałam oczy, nos i uśmiech. Pamiętam, że raz mazakiem zrobiłam dziurę i uśmiech przebił bibułkę. Robiłam wszystko, żeby się nie przyznać - i nie wydało się, bo latawiec pośmigał w górę aż miło.

Teraz mój tata zrobił latawiec dla wnuka. Młody Człowiek nie był zbytnio zainteresowany konstrukcją, nie rwał się też do pomagania, padło więc na mnie.

A czemu to oko takie krzywe? A czemu takie małe? No gdzie z tym okiem, chcesz go przykleić zamiast nosa? Weź zrób żółty uśmiech, przecież czerwonego nie będzie widać. To ma być ogon? Dłuższe to zrób. Więcej papierków!

Halo, tato, nie mam ośmiu lat... a może znowu mam? Kompletnie nic mi nie wychodziło, zupełnie jak tamtej dziewczynce. Nie wiedziałam, czy bardziej mnie to bawi, czy przeraża. Z jednej strony miałam wrażenie, że znów siedzę pod tym orzechem, że znów zrobiłam dziurę w uśmiechu.  Z drugiej strony... w sumie, czemu nie?

Poskładaliśmy pięknego, czerwonego latawca. Z krzywym, zezowatym okiem i żółtym uśmiechem. Poderwał się w niebo aż miło. Młody Człowiek wydobył z siebie zachwycone "ooo!", bo dopiero wtedy dotarło do niego, o co w tym wszystkim chodzi.

Lata bez zarzutu!

13 komentarzy:

  1. Dla mnie nikt nigdy latawca nie zrobił, ale miałam kiedyś chyba kupiony.
    W swoim czasie mnie jednak latawce fascynowały, chyba nawet próbowałam robić własne.
    Ciekawie by było teraz spróbować popuszczać. :) Dawno swoją drogą żadnego nie widziałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś w naszym regionie organizowano nawet konkursy dla twórców latawców :) dzisiejszy lot przyciągnął okoliczne dzieci. Podejrzewam, że dla nich było to coś nowego :)

      Usuń
  2. Mój tato nigdy mi nie zrobił latawca, ale koledzy z podwórka często je robili i dawali mi potrzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że to sztuka, która niedługo zaginie. Cieszę się, że mój syn ma jeszcze okazję przeżyć tę małą przygodę :)

      Usuń
  3. Ja nie miałam nigdy zrobionego prawdziwego latawca, miałam kilka kupionych ale jakoś nie wytrzymywały za długo.

    Kiedyś jak byłam mała to robilam ala latawce z reklamówek z biedronki i puszczałam je na sznurku i pamietam , że nawet oczka im rysowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z reklamówek próbowałam robić siatki na motyle... Z marnym skutkiem ;)

      Usuń
  4. Zawsze mnie wzruszają opowieści o relacji z ojcem... Im jestem starsza tym bardziej.
    Swoją drogą to cudowne, że możesz obserwować jak tworzy wspomnienia z kolejnym pokoleniem!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapomniałam już, że istnieje coś takiego jak latawiec. Kiedyś miałam jeden. Nie pamiętam skąd. W każdym razie dawał dużo radości ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie pamiętam, żebym kiedykolwiek widziała „na żywo” dzieciaki z latawcami. Nawet te lata temu była to rzadkość :)

      Usuń
  6. ja tez robiłam latawce (głownie na ZPT), ale nie za bardzo za tym przepadałam. za samym puszczaniem ich na wiatr także. nie wiem dlaczego. po prostu mnie było to moje ulubione zajęcie.
    ps. też niektóre czarno białe fotografie mnie wzruszają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas na zpt wiecznie kazali nam haftować i zrobić szalik na drutach. O ile z tym pierwszym w miarę sobie radziłam, to z tym drugim absolutnie dramat ;) latawców nie pokazali, a to wcale nie taka prosta sprawa

      Usuń
  7. Kiedyś puszczałam latawce ale nigdy swojego nie robiłam. Może zrobię tak żeby poczuć w sobie znowu trochę dziecka, choć i tak we mnie dziecka czasem aż za dużo :)
    Szkoda, że na zdjęciu nie widać jaki to Ci w końcu uśmiech wyszedł :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger