września 13, 2019

O powodach i celach

Może to jesień, może kryzys wieku średniego. Może gorączka? W końcu tkwię od dwóch dni w łóżku i pochłaniam to, co oferuje natura i trochę tego, co wciska nam farmacja. A może to powrót do dni, w których pisanie bloga było czymś zupełnie naturalnym. Bo inaczej po co zaśmiecać i tak już przepełniony treścią wirtualny świat?

W dawnych czasach, kiedy świat dopiero co oswajał się z dwójką z przodu daty, blogi nieśmiało zaczynały się pojawiać. Pisali dorośli, pisała gromada dzieciaków. Jeśli dobrze liczyć, mój pierwszy blog, taki bardzo skromny wizualnie, z Małym Księciem w obrazkowym tle, pojawił się w 2003 roku. Blog był sposobem na spożytkowanie swoich radosnych sił twórczych i szansą dla wszelkiej maści grafomanów na wyrzucenie z siebie tysięcy słów i pomysłów.

Były opowiadania fanowskie, były całkiem nowe twory literackie. Były pisaniny nastolatek o złamanych sercach i bunt wobec otaczającej ich rzeczywistości. Była codzienność, czasami domorosła poezja. Był entuzjazm twórczy wyrażany projektowaniem własnych szablonów blogowych z kradzioną (w większości przypadków) z internetu grafiką. Czy ktoś wówczas słyszał o prawach autorskich? Były małe społeczności czytających i piszących, które komunikowały się ze sobą w komentarzach, a w ramach zacieśniania więzi wymieniano się adresami mailowymi i numerami gadu gadu. Były teksty o trudach bycia nastolatkiem, historie ze szkoły, pierwsze zauroczenia, małe dramaty młodych ludzi. Były historie o trudnych rodzicach, domowych kłótniach, miłości z internetu, było sporo o strachu i obawach. Było też mnóstwo komentarzy, w których czytelnicy dzielili się swoimi spostrzeżeniami... ale, co dziwne, niezwykle rzadko zdarzały się komentarze przykre, niegrzeczne, obraźliwe. Raczej było tam dużo wsparcia, zrozumienia, nieco pokrzepienia, dobre słowo od zupełnie obcych osób. Nie spotykało się uwag mających na celu pogrążyć autora; raczej dwa słowa o tym, że "mam podobnie, trzymaj się, będzie dobrze!" I to było niesamowicie sympatyczne, budujące i po prostu fajne.

Chyba przegapiłam moment, w którym to wszystko umarło. 

Rzuciłam się z motyką na słońce, założyłam blog... i co teraz?
Najpierw zrobiłam mały przegląd aktualnej sytuacji blogowej i dowiedziałam się, że bardzo wiele się zmieniło. Blogi stały się mocno profesjonalne, poznikały te małe społeczności. Podczas prowadzenia rozeznania okazało się, że to, co robiłam kiedyś, należało prawdopodobnie do dzisiejszej kategorii lifestyle. 

Czy należy się od razu określić, o czym będzie blog? Dokąd ta gorączka prowadzi?

Do wszystkiego po trochu. Wszystkiego, co sprawia minimum radości. Co sprawia, że trzeba zwolnić i się zastanowić, a czasami po prostu odetchnąć. Po trochu o garach w kuchni, brudnej od czekolady buzi, rozbitym kolanie i stercie prania, gdy na prasowanie brak sił i ochoty. O spotkaniach z ludźmi, o ich świecie małym i dużym. O ścieżkach odnalezionych w lesie i malinach prosto z krzaczka. I o zmywarce, którą kiedyś w końcu będę miała gdzie postawić.

Taki lifestyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger