Tydzień też minął znacznie spokojniej niż poprzednie, mimo nieprzespanych z powodu kaszlu Młodego Człowieka nocy. No bo oczywiście w ramach pamiątki z wypadu przywiózł katar stulecia.
Ani się obejrzałam i przywitał nas piątek.
Piątek zakończył się wyjątkowo udanym piknikiem pod gwiazdami.
Oddaliśmy do czyszczenia narożnik. Siłą rzeczy, po czyszczeniu był jeszcze wilgotny i nie dało się na nim siedzieć. A że o jednym rzucie daliśmy też wyprać dywan, siedzieć przyszło nam na podłodze. Młody Człowiek spał już jak zabity, a mężu przyniósł mu lampkę-rzutnik, wyświetlającą na suficie gwiazdki i owieczki. No aż żal nie sprawdzić, jak to działa... na podłodze rozłożyliśmy kołderki i poduszki, na sufit rzuciliśmy baranki, a na stole pojawiły się bułki z malinowym dżemem i różowe wino. Czy tak nie wygląda piknik idealny?
Tak wygląda. Wspaniale...
OdpowiedzUsuńPięknie... na prawdę pięknie <3
OdpowiedzUsuńWymarzony wieczór i piękna koncepcja. A jesień w górach urokliwa jak zawsze i wszędzie.
OdpowiedzUsuńaż żal było wyjeżdżać :)
UsuńDługo będziemy pamiętać tegoroczny październik z powodu jego urody. Piknik extra, jak niewiele trzeba, żeby się cieszyć. A przecież była okazja, żeby ponarzekac:)))
OdpowiedzUsuńmałe rzeczy też mogą cieszyć :)
UsuńAle bym sobie zrobiła piknik, tak dawno na żadnym nie byłam :)
OdpowiedzUsuńokazuje się, że każda pora roku się do tego nadaje :D
UsuńWidzę, że miałyśmy taki sam pomysł z wypadem w góry ;) Tyle, że ja byłam w Bieszczadach, bo zdecydowanie bliżej :)
OdpowiedzUsuńOh very nice blog darling
OdpowiedzUsuńxx
I na takim pikniku nie można złapać kataru ☺
OdpowiedzUsuńPiekny piknik
OdpowiedzUsuńWidzę, że przeżyliście ciekawą przygodę.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takiego pikniku
Pozdrawiam!