października 24, 2021

O małych wielkich sprawach


Październik ponownie spędzamy w łóżku. Mały Chłopiec wyhodował zapalenie płuc, a mnie położyło razem z nim. Trudno się nie rozłożyć, kiedy dzieli się kocyk, łóżko i zarazki. Jutro idziemy do kontroli - albo będzie poprawa, albo wyślą nas do szpitala. Jak to mówi moja mama: zawsze są dwa wyjścia...

Tymczasem leżymy, oglądamy park jurajski, czytamy książki, rozwiązujemy zagadki. Po nocach, kiedy mały gorączkuje, oglądam seriale albo czytam różności w internetach. I tak natknęłam się na ciekawą rzecz.

Trafiłam w otchłani internetu na profil instagramowy pewnej dziewczyny. Mają z partnerem niepełnosprawną córeczkę. No i miała gdzieś tam na zdjęciu jakieś ubranko dla dziecka czy plecak, które ta dziewczynka reklamowała na sobie. Że fajne, że poleca, że spoko, eko i w ogóle... generalnie poleciałabym dalej, bo po pierwsze nie interesują mnie zdjęcia cudzych dzieci, a po drugie tych reklam "influencerek" jest tyle, że chyba już mało kto zwraca na to uwagę. Ale po tej akcji z fotką reklamową wywiązała się ciekawa dyskusja. Że dziewczyna robi interes na dziecku. I wywołana do tablicy odpowiedziała bardzo ciekawą rzecz.

Po pierwsze, ich córka - 6 lat - jest informowana i pytana o zgodę na udział. Dlaczego w ogóle jest w internetach? Ponieważ odkąd się urodziła, rodzice potrzebowali niemałych pieniędzy na konieczne i natychmiastowe operacje, a potem rehabilitację. Jak wyglądają takie zbiórki? No powiedzcie szczerze, kto reaguje na goły tekst, a kto na opis i fotkę dzieciaczka? Zatem, kiedy mała była mała, była reklamą swojej sprawy i dzięki temu uzbierano środki na leczenie. Odkąd natomiast jest świadomym uczestnikiem mediów społecznościowych, sama decyduje, czy ma na to ochotę i w jakim wymiarze.

Po drugie, jeśli wyrazi chęć i zgodę na swój udział w zaprezentowaniu danego produktu... dostaje za to wynagrodzenie. Własne pieniądze do własnej skarbonki, z którymi może zrobić to, co uzna za stosowne. Tym sposobem pojechała na dodatkowe wakacje albo może sobie kupić ekstra zabawkę, której domowy budżet nie przewiduje. Ma się nauczyć dysponowania środkami na własnej skórze.

Nie jestem zwolennikiem umieszczania dzieci w internetach. A już na pewno nie w charakterze słupów reklamowych. Ale jestem bardzo ciekawa, co myślicie o powyższej sytuacji i argumentacji. Może się z tego rozwinąć bardzo interesująca dyskusja. A ja będę miała o czym rozmyślać podczas rozgorączkowanych nocy. Bo w końcu ile można pisać o zarazkach... a te najwyraźniej nie chcą nas opuścić.

Serdecznie dziękuję za życzenia zdrowia i piękne słowa pod poprzednim postem! Nawet się nie spodziewałam, że jeszcze tu zaglądacie. A tu taka niespodzianka... dziękuję!


8 komentarzy:

  1. Ciężki temat. Sama jestem niepełnosprawna i wiem, ile kosztuje rehabilitacja... Za czasów, kiedy jeździłam na turnusy, nie było takich możliwości. Pieniądze prywatne albo fundacyjne. Moi rodzice są bardzo konserwatywni i honorowi pod tym względem, więc oni by się pewnie nie zgodzili, bym trafiła do netu. Co o takiej praktyce sądzę? Ciężko powiedzieć... Nie znam tych ludzi ani sytuacji. Jeśli byłby to naprawdę konieczny, jedyny sposób, to okej, zdrowie najważniejsze. Jeśli zaś byłyby inne,ale ten najłatwiejszy, zachwycona bym nie była. Bo wiem, że turnusy i leczenie jest drogie, ale za moich czasów też ludzie naw nie jeździli czy korzystali z rehabilitacji, a nie było Insta i lokowania produktów. Ciężko o jednoznaczną opinię, im więcej się na dany temat wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba znak naszych czasów, że wszystko dzieje się na widoku. Tak, jak piszesz - dawniej nie było takich opcji, a problemy te same... Najwięcej siły do działania musiała mieć rodzina i najbliższe otoczenie. I trzeba było mnóstwa siły, determinacji i zaangażowania, żeby zrobić to, co teraz robi się za pomocą kilku fotek i kliknięć.

      Usuń
  2. Interes to interes, dziewczyna swoim komentarzem potwierdziła stan faktyczny...Czy dziecko (zdrowe, czy chore) powinno znaleźć się w sieci ?? No cóż...Stara wrona ze mnie, więc jestem temu przeciwna...Ale rozwiązanie proste i jak widać się sprawdza...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie jestem za wrzucaniem dzieci do internetu. Nie chciałabym usłyszeć za kilka lat od syna, że narobiłam mu nieprzyjemności wśród rówieśników przez swoje postępowanie. Ostatnio przeglądałam profile społecznościowe swojej potencjalnej stażystki - zawsze oglądam, z kim mam do czynienia. A tam multum zdjęć dzieciaczka. Fajnie. Ale czy serio fotki gołego chłopca na nocniku to coś, co świat powinien oglądać?...

      Usuń
  3. A ja zastanawiam się coraz bardziej, jak w dobie przedinternetowej moi(i nie tylko moi) rodzice dawali radę opłacić mi potrzebną rehabilitację i zabiegi z jednej pensji pracownika fizycznego. Nie było blogów, zbiórek, fundacji, zabiegi też nie były super innowacyjne, a jednak wielu z nas jest w miarę sprawnych zarówno od strony fizycznej i intelektualnej.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest świetne pytanie! Zorganizowanie leczenia, rehabilitacji, operacji, nawet konsultacji z dobrym specjalistą to nie była kwestia wpisania zapytania w google. A jednak tak wiele można było zrobić!

      Usuń
  4. Kwestia niezwykle kontrowersyjna. Az nie wiem co powiedziec. Sprawa trudna i delikatna jesli idzie o chore dziecko i rodzicow nie stac na operacje. Moim zdaniem to panstwo powinno zadbac o to zeby obywatele mieli dostep do leczenia i nie musieli zebrac na internetach zamiast glupiemu Rydzykowi dawac i na typ. Zdesperowani rodzice zrobia wszystko zeby dziecko ratowac. Smutna sprawa naprawde :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Niełatwo wybrać jedyne, słuszne rozwiązanie. Wydaje mi się jednak, że sposób wyjaśnienia tej sytuacji był i tak lepszy, niż korzystanie z wizerunku dzieci dla reklamy i zarobków, bez pytania ich o chęć udziału w tym wszystkim. Bo takich sytuacji też jest niestety sporo. Ale tak jak piszesz - dostęp do właściwego leczenia (i we właściwym czasie, co nie jest takie oczywiste) były rozwiązaniem najlepszym!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger