października 29, 2021

 

W dawnych, studenckich czasach... 

Ile to dawno? Pięć, dziesięć, piętnaście lat? 

Ukończyłam je dziesięć lat temu, choć czasami wydaje mi się, że minęły już wieki.

W poprzedniej dekadzie, w epoce życia studenckiego, uwielbiałam prace pisane. Nie dla mnie publiczne wystąpienia, prezentacje... a już najgorsza rzecz na świecie - praca w grupie. Oj, nie... Kiedy pojawiała się ostatnia opcja, wolałam zrobić wszystko sama, niż pół dnia spędzić na rozkminach, co kto zrobi, a w efekcie i tak nic z tego nie wynikało. Totalna strata czasu. Większość "grupy" robiła byle co, byle jak, bo przecież zniknie w tłumie, a poskładanie z tego jakiejś treści w sensowną całość graniczyło z niemożliwym. Wolałam zabrać swój kawałek do domu i spokojnie nad nim popracować, albo zrobić całość, oddać grupie i zróbcie z tym co chcecie. Albo kiedy wszyscy chcieli rządzić i robił się bałagan. Albo jeszcze gorzej - kiedy nikt nie chciał rządzić i dopiero był bur... bajzel. Brzmi okropnie? Być może... Ale taką miałam przypadłość. I w sumie nadal mam.

Ale, jak już wspomniałam, uwielbiałam pisać. I miałam ku temu sporo okazji - taki urok studiowania na kierunku... powiedzmy, że humanistycznym. Choć osobiście mam niesamowitą awersję do tego słowa, bo mam duszę ścisłowca.

Moja rodzina bliższa i dalsza to ścisłowcy. W czasach liceum objawiało się to szczególnie, zwłaszcza na etapie wybierania profilu klasy. Większość rodzinki zdecydowała się na profile matematyczne... oprócz jednego kuzyna-humanisty. Który, oczywiście, stał się obiektem żartów reszty towarzystwa. (Nie pozostawał nikomu dłużny, żeby nie było - potrafił się doskonale odgryzać.)

Rzecz w tym, że podczas spędzanych wspólnie wakacji często padało hasło: "Adam, ty hu... hu... humanisto". Albo po prostu: "Adam, bo powiem ci brzydkie słowo na H!" Wakacje spędzała z nami najmłodsza reprezentantka rodziny, dziewczę w wieku 4-5 lat. Chłonna jak gąbka, o słoniowych uszach, ciekawska, jak to dzieci w tym wieku. Niekoniecznie rozumiejąca głupkowate, nastoletnie poczucie humoru.

Któregoś wieczoru, przy wspólnej kolacji, młoda zadała kluczowe pytanie.

-Mamo... a oni powtarzają takie brzydkie słowo. A ja nie wiem, co to znaczy.

-Co mówią?

-Takie brzydkie słowo na H.

W tym momencie mordercze spojrzenie ciotki padło na nasze niewinne, nastoletnie oblicza i uwierzcie lub nie, ale w życiu nie widziałam elektryczności zawieszonej w powietrzu... aż do tej chwili.

-Jakie to słowo? Możesz powiedzieć.

-Hu... hu... humanista - wydusiła z siebie młoda.

Ciotce widelec z ręki wypadł, towarzystwo ryknęło z radości, dziecko z otwartą buzią nie wiedziało, co tu się właśnie dzieje.

-Humanista, moja droga... to człowiek wszechstronnie wykształcony - poinformowała ciotka, której jako zawodowej polonistce udało się utrzymać dydaktyczny ton rozmowy. - A z wami jeszcze na ten temat porozmawiam.

Tak. Ciotka jest nauczycielką. Nauczycielką języka polskiego. Taka H, że bardziej się nie da. 

Ale wracając do pisania...

Kiedy założyłam blog dwa lata temu myślałam, że znajdę tu ujście dla wylewających się czasem słów. Aktualnie mam taki mętlik w głowie, że słowa będą najlepszą ucieczką. Nie ogłoszę wielkiego powrotu, ale mnóstwo dobrych chęci ku temu - i zobaczymy, co z tego wyniknie.

12 komentarzy:

  1. Uśmiałam się... Mnie od liceum wszyscy uważają za humanistkę, a teraz będę się zastanawiać, czy to na pewno takie niewinne xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że teraz humanistów, jak i nauczycieli nie szanuje się jak kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety... Chyba dawniej ludzie byli inni. Teraz jak w każdym innym zawodzie - są tacy, których pamięta się przez całe życie. I tacy, o których chciałoby się jak najprędzej zapomnieć. Nie wszyscy się nadają do takiej pracy i potem odbija się to na ogóle. Bo to trudny zawód, przyznajmy sobie szczerze. I potem jedna czarna owca sprawia, że źle wygląda cała reszta.

      Usuń
  3. Też niezbyt lubię pracę w zespole podczas opracowania tematów - taki uraz ze studiów z zarządzania, kiedy razem z dwoma, też niepełnosprawnymi, kolegami zrobiliśmy całe badania na zajęcia, a dziewczyna, która niby była z nami w grupie, ale nawet nie zapytała się, jak nam pomóc, przyszła na gotowe, nie mając nawet pojęcia, jaki był ich temat. Też lubię pisać, głównie przez problemy z wysławianiem się, sercem jednak mi bliżej do przedmiotów ścisłych. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prace grupowe są straszne! Do tej pory nie umiem się przekonać. Całe szczęście pracuję na samodzielnym stanowisku, bez towarzystwa innych osób... inaczej chyba bym oszalała :)

      Usuń
  4. Niech wynika dużo i jak najczęściej :) Bo świetnie się Ciebie czyta. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję! Bardzo mi miło, że tak uważasz! :)

      Usuń
  5. Jakbym czytała własny życiorys...;o)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozbawilas mnie tym slowem na h 😂😂😂 Ja tez nie lubilam pracy w grupie. Zwykle wychodzilo z tego wielkie G, jesli wiesz co mam na mysli 😁 Profesorke szlag trafial ze,grupa nie przylozyla sie do projektu i wszystko zrobila na huraaaa. Lepiej wychodzilo gdy sama cos przygotowalam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowo na h nadal jest w użyciu w tej szalonej rodzinie :D Przeszło do legendy :) Oj tak, przy pracy w grupie głównie kończy się na G... i nie jest to G jak Grupa :D

      Usuń

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger