listopada 05, 2021

O wiosce


 

Remont ruszył.

Jestem przerażona, bo coś zaczęło się dziać. Do momentu, kiedy wszystko datowane było na "pod koniec roku, najpóźniej wiosną", było okej. W chwili, kiedy dzwoni budowlaniec i oświadcza, że "wchodzimy 15 listopada", zaczyna się robić groźnie.

Bo wiecie, podjęliśmy w końcu Dorosłą Decyzję i postanowiliśmy się przeprowadzić. To nie była prosta sprawa. W zasadzie nadal nie jest. Od siedmiu lat zastanawiamy się, gdzie ulokować swoje życie... i tak za każdym razem stanęło na tym, że może tu. A może tam. Ale może jednak tu? A gdyby tam? To może zostańmy. A gdybyśmy się przeprowadzili? To zostaniemy. Albo się przeniesiemy. I tak latka lecą...

Nie należę do osób, które marzą o małym domku z ogródkiem. Marzę o świętym spokoju, a to niekoniecznie to samo. Dla mnie mały domek z ogródkiem to kupa roboty, obowiązków, stresu i pieniędzy. Nie widzę sielankowych wieczorów przy kominku. Widzę potężne rachunki za prąd, opał do zakupienia, piec do wymiany, dach do remontu, ocieplenie do zrobienia i mnóstwo innych wątpliwych przyjemności. 

I najważniejsze...

Mieszkam na wsi. Na końcu wsi. Za płotem mam las, staw i kozy.

A tam...

Tam będą sąsiedzi. Żywi ludzie. Zapewne całkiem mili, ale jednak... ludzie.

Tutaj ludzi nie spotykam. I dobrze mi z tym. 

Tam wszyscy wszystko wiedzą. 

Tutaj  nikogo nic nie obchodzi. O moim ślubie sąsiedzi dowiedzieli się dwa dni przed, a o ciąży dopiero wtedy, kiedy ktoś mnie zobaczył z wózkiem zawierającym Małego Chłopca. Tam nawet zmiana firanek nie przejdzie bez echa. Już wiem, że nie będę lubianym sąsiadem, bo nie lubię sąsiedzkich ploteczek. Kozy nie są zbyt rozmowne, więc nie mam wprawy w prowadzeniu pogadanek o niczym.

Jestem też mocno przywiązana do swojego miejsca. Jak kot. Koty z natury mają w nosie ludzi, ale lubią swoje terytorium. Boję się kotów, ale tu akurat się z nimi zgadzam. Znaczy... ludzi też lubię. Ale z daleka. Z bezpiecznej odległości. Tylko żeby niczego ode mnie nie chcieli, nie mówili do mnie i nie patrzyli. (Tu pozdrawiam moją ulubioną panią socjolog, która doskonale wie, jak to jest być obserwatorem :))

W tajemnicy wam powiem, że nie zawsze tak było na tej naszej wsi.

To było dawno, dawno temu...

W naszym domu na końcu świata mieszkało osiem osób. Mama, tata, brat i ja. Na parterze babcia, dziadek, ciocia, wujek. Do tych ostatnich codziennie przyjeżdżały dzieci i wnuki, więc w porywach kręciło się tu dwanaście osób. Mieliśmy zwierzęta. Oj, było tego trochę. Wszelkie kury, kaczki, indyki, króliki, świnki... i krowa. Koniecznie krowa, która zawsze miała na imię Malinka. Każda nazywała się tak samo. I każdy cielaczek też nazywał się Malinka. Nie mam pojęcia, dlaczego... ale tak było.

A jak krowa, to mleko. Mleko, po które przychodzili sąsiedzi. Tuż za drzwiami wejściowymi do domu jest taki parapet - tak, jest tam nadal. Na tym parapecie stawiało się pusty baniaczek na mleko i pieniążek, a zabierało pełny. Wiecznie ktoś wchodził i wychodził. Wiecznie ktoś przychodził na kawę, ciasto. Sąsiadki, ciotki... był wieczny ruch! Nigdy nie zamykaliśmy drzwi. Ta idea była mi obca. Kiedy czasami przychodziłam do kogoś (już w wieku szkolnym), gdzie trzeba było dzwonić dzwonkiem i czekać, aż ktoś przekręci kluczyk i otworzy drzwi... To było dla mnie coś nowego! 

I jak to na wsi - wszyscy wszystko wiedzieli. Ale zupełnie inaczej. Tak po ludzku, życzliwie. Tak normalnie. Tak, że jak ciotka mówiła, że komuś z dachu kapie, to wszyscy wiedzieli... i następnego dnia czterech chłopa z drabinami przychodziło załatać dziurę. Albo że stara Józefowa zaniemogła. Wszyscy wiedzieli. Więc jeden przyniósł zupę, drugi ciasto, trzeci drzewa przyszedł narąbać. Bez satysfakcji, że hurra, znów ktoś się ma gorzej niż ja. 

I powiem wam, że to były piękne czasy. I wieś, którą kochałam jako dziecko. I do której tęsknię jako dorosła.

15 komentarzy:

  1. Masz zdrowe podejście do wsi. Niektórzy myślą, że to fantastyczna sprawa, a nie widzą trudów. Trzeba znaleźć złoty środek. Przeprowadziłam się na wieś i nie żałuję. Jednak z nikim na wsi nie przyjaźnie się, nie odwiedzam. Moje życie towarzyskie nadal jest w mieście. I dobrze mi tak:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mieszkanie na wsi ma wiele zalet, ale znam ludzi, którzy się tu przeprowadzili... i po pół roku chcieli sprzedać dom. bo fajnie mieszkać daleko od miasta. i fatalnie mieszkać daleko od miasta. i tak malowniczo wyglądają pasące się za płotem konie. i tak fajnie pachną pasące się za płotem konie. i tak ładnie tu, kiedy jest śnieg. i tak ładnie nigdzie nie można stąd wyjechać, jeśli nie przyjedzie pług... :D

      Usuń
  2. Mieszkam na wsi i zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamienię wieś na obrzeża miasteczka... ale będę tęsknić :)

      Usuń
  3. Mam dokładnie ten sam stosunek do mieszkania w domu na wsi, co Ty. I to jest świadomy stosunek, bo jeszcze pół roku temu miała się rozpocząć budowa naszego domu w sąsiedztwie lasu, podczas gdy mieszkaliśmy w rodzinnym domu nieopodal. Na szczęście mieszkam w mieszkaniu w bloku w dużym mieście i po czasie jestem skłonna twierdzić, że dobrze mi z tym.

    To co piszesz o kotach, to plotka. Lubię koty, miałam jednego przez 18 lat. Koty mają gdzieś miejsca, bo są w stanie przyzwyczaić się do każdej nowej lokalizacji, mówię to przez pryzmat przeprowadzek, nie tylko swoich, ale znajomych kociarzy również. Koty kochają swoich ludzi i tak samo jak psy, cieszą się i lecą do drzwi, kiedy właściciel wraca do domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem już przyzwyczajona do swojej wioski, ale wiem, ile wiąże się z tym obowiązków i takich niedogodności, które trudno zrozumieć miejskim ludziom :) pamiętam, jaka byłam zafascynowana autobusami na studiach w mieście-stolicy województwa. bus co 15 minut! a nie co 2 godziny. ale czad! :D

      Usuń
  4. I dlatego właśnie mi również niespieszno do domu z ogródkiem. Bo to nie tylko spore wydatki ale i ciągła praca. Mieszkanie w bloku nauczyło mnie small talk w bardzo szybki sposób;)
    Życzę więc cierpliwości i odwagi. Poukładasz sobie wszystko po swojemu.
    Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pocieszam się tym, że dom zawsze można sprzedać i przenieść się do mieszkania. w końcu lepiej go mieć niż nie mieć. a zawsze można go spieniężyć i przenieść się do bloku :)

      Usuń
  5. Wieś się zmieniła, miasto się zmieniło, bo ludzie inni...Życzliwość zdechła dawno temu i nikt nawet nie wie kiedy...Teraz wszystko ma wymiar złotówki...;o)
    Dorosłe Decyzje to poważna sprawa...;o)Trzymam kciuki...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, z tą życzliwością to się absolutnie zgadzam... pamiętam jeszcze te piękne czasy, kiedy ludzie w nosie mieli, jakim kto jeździ autem albo za ile kupił meble. zaletą było to, że wszyscy w zasadzie mieli to samo i nie przywiązywali wagi do rzeczy. i wiadomo, nie wszyscy ze wszystkimi żyli w zgodzie i miłosci, ale jednak byli dla siebie lepsi. Dorosłe Decyzje są straszne :D

      Usuń
  6. Mam nadzieję, że Decyzja okaże się faktycznie Dorosła.
    Wiele ludzi przedstawia życie na wsi jako sielankę. Zastanawiam się, czy na pewno tak jest. Bo wielokrotnie spędzałam wakacje u rodziny i za każdym razem pomagałam im w polu czy gospodarstwie na miarę swoich możliwości. Teraz nigdzie nie czytam o pracy przy roli czy o dojeniu krów, ale o "wsi beztroskiej, wsi wesołej". I zastanawiam się, na ile w tym jest prawdy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wieś wesoła jest... ale dopiero po żniwach lub wykopkach, kiedy wszyscy są brudni, padają z nóg i marzą o kąpieli, ale jednak jeszcze siądą na godzinę w jednej altance przy kawie i porozmawiają o byle czym. wieś beztroska nigdy nie jest, bo zawsze coś jest na rzeczy. głównie pogoda :) bo w zasadzie każda jest zła :D daleko tu do sielanki. ale są zalety - głównie otoczenie pól, lasów i wody :)

      Usuń
  7. Niestety masz sporo racji do zycia na wsi. To przestaje byc fajne gdy trzeba placic rachunki, naprawy, za drewno na opal itp. No i to ze wszyscy wszystko wiedza, wtracaja sie, plotkuja, kwestionuja. Chociaz ja mieszkam w bloku na osiedlu i powiem Ci ze sasiadki tez obserwuja i lubia plotkowac o innych. Mialam ciocie na wsi, lubilam do niej przyjezdzac, ale do szalu doprowadzali mnie wscibscy sasiedzi. Wszystko ich interesuje. Jedyne co mieli fajne to koze i mleko od niej :) Zycie na wsi to nie sielanka, nie dla kogos kto jest przyzwyczajony do zycia w miescie. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pamiętam tę naszą wieś z dawnych lat - nikogo nie obchodziło, kto co miał. ktoś kupił nowe auto? ekstra, bo jest pretekst, żeby się spotkać. i tyle. a teraz jeden drugiemu zagląda wszędzie i zamiast pogratulować, lepiej się przyczepić i dowalic złośliwym komentarzem. albo poobgadywać z drugim sąsiadem. nie mam pojęcia, jak do tego doszło

      Usuń
  8. Jeju całkowicie Cię rozumiem i cieszę się, bo w końcu ktoś rozumie mnie. Nie raz się ludzie dziwią, bo ja to taka dziwna jestem. Niby twierdzę, że lubię ludzi, ba kocham ludzi, chce mieć z kim pogadać, chcę być dla innych, pomagać itd a jednak unikam, izoluję się, cenię swoją anonimowość. Nie lubię wścibskich sąsiadek co chcą wiedzieć, żeby obgadać. Mieszkam w małej miejscowości i niestety tu tak bywa.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger