lipca 29, 2022

O koralikach

 


"Nie mam czasu."

No tak. Nikt nie ma, bo czas płynie sobie gdzieś obok i nie zamierza się na nas oglądać.
Kłopot w tym, że on sobie biegnie, a my nie nadążamy. I gdyby tak każde "nie mam czasu" wymienić na dodatkowe minuty, życie zyskałoby kilka godzin. 

Swój czas dzielę pomiędzy rodzinę, dwa domy, pracę i milion rzeczy pomiędzy. Zajęcia z synem, niekończący się remont, dojazdy, do niedawna jeszcze opiekę nad babcią. Gdzieś pomiędzy zakupy, pranie, gotowanie, sprzątanie i milion domowych, wątpliwych przyjemności. Czasami w rozkładzie jazdy pojawiają się wizyty u lekarza, dentysty, wycieczki, wyjścia gdzieś-tam. Bywają dni, że wychodzę z domu o 6.20, wracam o 22.30. I zasypiam na stojąco, a tu jeszcze trzeba coś zrobić, bo w kolejce czeka prasowanie albo ogarnięcie rachunków.

Mimo wszystko, w tym całym chaosie, staram się wygospodarować troszkę czasu dla siebie. Nie musi być dużo - ale potrzebuję chwili spokoju, żeby poczytać książkę, pobujać się na huśtawce w ogrodzie albo poświęcić chwilę na swoje ulubione zajęcie typu wycinanki. Od jakiegoś czasu kradnę dwie godziny tygodniowo na pilates i od niedawna warsztaty... Koralikowe :)

Koraliki brzmią tak trochę dziecinnie. Ale to bardzo ogólna nazwa. Dawno temu, jeszcze w czasach studenckich, wciągnęło mnie tworzenie biżuterii. Najpierw na użytek własny, potem dla znajomych, a potem nawet rozchodziło się to trochę w świat. Nie było wtedy jeszcze Instagrama, sklepów na FB ani innych bajerów. Wszystko pocztą pantoflową. Tworzyłam biżuterię z naturalnych kamieni i ceramiki. Sprawiało mi to wielką przyjemność. Nie zarabiałam na tym milionów, bo była to moja rozrywka w czasie wolnym, ale wystarczyło na zwrot kosztów i kilka złotych dla siebie. Potem poszłam w stronę wycinanek. Od zawsze kochałam wszystko, co papierowe i ten świat mnie pochłonął na dłużej. Z kilkoma przerwami spowodowanymi sytuacja życiową, ale jednak robię to już od lat. Cieszy mnie niezmiernie, że wciąż mam odbiorców swoich prac, że mam zamówienia, wracających klientów i że nadal czerpię z tego mnóstwo radości. 

Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie przyjaciółka, że została zwerbowana jako prowadząca warsztaty biżuterii. Od lat tego nie robiła, ale się zgodziła... I ratunku, chodź tam ze mną jako wsparcie duchowe. Poszłam. I przepadłam. Tyle kamieni! Te kolory, te kształty, te faktury! Zostałam przypadkowym asystentem prowadzącej, ponieważ zainteresowanie warsztatami przeszło wszelkie oczekiwania. Pojawiły się na nich panie w przeróżnym wieku, pełne zapału, pomysłów i weny twórczej. Mogliśmy je nauczyć operowania narzędziami, materiałami, pokazaliśmy jak robić zapięcia, wiązania, regulowane sznureczki. 
Wszystko było fajnie, aż do wczoraj. 
Od kilku spotkań mamy zaczęły przyprowadzać dzieci. Jedno, dwoje. Dzieci jak to dzieci - widząc tysiące kolorowych kulek wpadają w istny szał twórczy. Wczoraj na warsztaty przyszły w zasadzie same mamy z dziećmi... I koleżanki dzieci. Zabrakło miejsc, zabrakło materiałów. Prowadząca nie była w stanie nic powiedzieć, bo niekończące się mamomamomamo zagłuszyło wszystko. Na stole bałagan, dzieci rzuciły się na materiały. Prowadząca usiłuje prosić o spokój, prosić żeby dzieci nie rozrzucały materiałów, bo są przygotowane na dzisiejsze zajęcia... Nikt nie reagował. Totalny chaos. Panie-mamy próbowały coś zrobić, ale dzieci na nich wisiały. Więc co? "Idź do pani, pani ci pomoże." Więc mamomamo zmieniło się w panipanipani. A pani usiłowała pokazać coś pozostałym uczestnikom warsztatów, którzy przyszli poracowac i czegoś się nauczyć. Ktoś ewidentnie pomylił prowadząca warsztaty z przedszkolanką. Przyjaciółka już na początku zajęć wyraźnie zaznaczyła, że jest ograniczona ilość materiałów i prosi o to, żeby każdy wybrał swój komplet. Bo zabraknie i nie da się wtedy ukończyć dzisiejszego zadania. Żeby dzieci wybrały coś dla siebie z koszyczka dla dzieci, a kamienie i elementy srebrne zostawiły uczestnikom w celu realizacji dzisiejszego tematu. Ale ani jedna z pań nie zareagowała. Dzieciaki zrobiły totalną masakrę na stole. Starsze panie, regularne uczestniczki warsztatów, opuściły salę po godzinie, wyraźnie zniesmaczone. Mamy w końcu zaczęły coś przebąkiwac o tym, że "mogłaś zostać w domu bo nic tu z tobą nie mogę zrobić". Fajnie, tylko że nikt nic nie może zrobić i całe warsztaty są totalnie rozwalone. Prowadząca zaproponowała, że przygotuje osobne zajęcia dla dzieci - bo to tak nie może wyglądać. Uczestnicy zostali bez materiałów, hałas nie pozwalał prowadzić zajęć. Już nie wspomnę o tym, że materiały na warsztaty są bardzo wysokiej jakości, a dzieci nie zachowywały minimum ostrożności przy ich użyciu. Już nie wspomnę o tym, że nawlekaly hurtem na nitki bardzo drogie elementy, które miały być prezentami dla całej klasy koleżanek.
Kolejne spotkanie ma się odbyć po wcześniejszej rezerwacji miejsca. Tylko dla dorosłych. Dzieci od 15 lat, z opiekunem. A dzieciaczki spotkają się osobno, we własnym gronie. Z mamami, które będą im pomagać.

No, tyle narzekania.
Tak w ramach ciekawostki pokaże wam, co zrobiłam na warsztatach. 
I może coś, co wycinam...?
(Nie wiem, czemu zdjęcia są takie nijakie. Po kliknięciu wraca im jakość)







7 komentarzy:

  1. Grunt to znaleźć w całym tym szaleństwie trochę czasu dla siebie. By nie oszaleć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic tak nie pomaga się zrelaksować, jak pasje i hobby. A Ty oprócz zamiłowania, masz też talent, cudnie :)
    Tak, dzieci mają prawo do rozrywki, ale dorośli też potrzebują czasu dla siebie, jak sama słusznie stwierdziłaś. Czasem te światy powinny zostać rozdzielone, dla wspólnego dobra :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne rzeczy robisz ;) ta odrobina czasu tylko dla siebie jest niezbędna dla równowagi psychicznej - inaczej można zakręcić się w tym chomiczym kołowrotku

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczniutkie te Twoje prace...Masz dar...;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczne dzieła <3. Super, że w tym całym zamieszaniu znajdujesz czas dla siebie i na swoje hobby :). A warsztaty najlepiej jeśli odbywają się osobno dla młodszych, osobno dla dorosłych. Już też byłam świadkiem różnego rodzaju spotkań, na których dzieciaki mocno zmieniały atmosferę. Na początku nawet pozytywnie, a potem... No sama wiesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podobają wykonane przez Ciebie prace. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger