września 13, 2022

O nowym domu

 Nasz stary-nowy dom powoli nabiera kształtów.

Bardzo, bardzo powoli nabieram też przekonania, że może być fajnie. Rozsądna strona mojego mózgu mówi, że to będzie zdrowe dla mojej psychiki. Że zniknie kilka obciążeń, że może nerwica się nieco uspokoi. Że przestanę słyszeć głosy i zrywać się na każde usłyszane w nocy skrzypienie podłogi.

Rozsądna strona mózgu mówi też, że dup@ z tego wyjdzie, bo wszystko drogie, nie damy rady się utrzymać, będziemy żyć od wypłaty do wypłaty, a i tak nie ma węgla i nie będzie, więc będziemy palić w kominku (którego nie mamy) drewnem (którym palić nie wolno). 

Jestem raczej pesymistką. Mam cztery połowy pesymistycznej połowy mózgu. Tak, może być więcej połówek. Ja mam :D

Chyba wynika to z tego, że nie umiem żyć. Że zawsze się kimś opiekuję, martwię i ogarniam milion cudzych spraw. (Ostatnie dziesięć lat poświęciłam opiece nad bliska osobą i w dniu, w którym już nie musiałam nic - nie wiedziałam, co teraz ze sobą zrobić.) A tam będę mogła mieć więcej własnych spraw, czasu i może w końcu na chwilę pożyjemy własnym życiem. Na chwilę, bo wiadomo, że jak tylko będzie odrobina błogiego spokoju, to coś się jebutnie i nadejdzie mała apokalipsa. A to mężu zostanie bez pracy, a to ktoś zachoruje, a to... No dobra, nie rozpędzam się, bo pomysłów mam mnóstwo. Serio. Nikt nie potrafi wymyślić tylu dramatów i potencjalnych nieszczęść co ja.

No. Ale miało być o tym, że poczułam przypływ optymizmu. Wyszło średnio, co?

Otóż, mamy gotowy pokój dla Małego Chłopca. Jeszcze nie jest gotowy w sensie dywan i firanki, ale jest pomalowany, parkiet jest nowiuteńki, meble stoją. powoli kompletuje to, co się w tym pokoju znajdzie. Zdobyłam fantastycznego sklejkowego dinozaura na ścianę. Dorwałam na mega promocji tapicerowane kostki na ścianę za łóżko. I lampkę w dinozaury, wiadomo. Wymyśliłam tablice na jego dzieła i magnesy. I mam milion pomysłów na to, co zrobić, żeby to było prawdziwe królestwo kreatywnej zabawy 

Mamy też już szafę w sypialni, lampę, karnisz. Dzięki temu pokój wygląda już jak pokój, gdzie można wstawić łóżko i żyć. Chciałbym jeszcze kupić fotel, który sobie wymyśliłam,  do toaletki, której nie mam :P Mężu podszedł średnio entuzjastycznie do tego pomysłu ("oddałaś cztery fotele babci żeby kupić jeden?" oraz "kupimy fotel, żeby zrobić z niego wieszak na ubrania?"), ale to taki mój głos rozsądku w tym całym zamieszaniu. Może go jeszcze urobię, bo moja wizja sypialni zawiera fotel i nawet pal licho toaletkę, fotel musi być. I tak wiem, że mężu pierwszy w nim zasiądzie i to będzie jego fotel do czytania.

Bardzo mnie cieszą takie drobiazgi. Jak storczyk zakwitnie, jak zamioculcas wypuści nowe liście. Jak mogę powiesić inne firanki albo zmienić poszewki na poduszkach. Dlatego zdobienie od podstaw wnętrza to dla mnie radocha nieopisana. I nie mogę się doczekać finału. Aktualnie walczymy z łazienką. Optymistyczny plan zakłada, że w tym roku ją skończymy. Oby! 

9 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki za realizację zamierzeń i planów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lekko nie masz (sama ze sobą) skoro zawsze znajdziesz "górkę" do życiowej wspinaczki...;o) Ale ważne, że reszta mózgownicy działa Ci w trybie optymistycznym...;o) Będzie dobrze bo działasz, zmieniasz, żyjesz !! Naszego łazienkowego remontu i tak nie przebijesz, robiliśmy go przez 4 lata w trybie "po pracy"...;o) Powodzenia !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tryb "po pracy" sprawił, że z piwnica grzebiemy się już półtorej roku i końca nie widać :D Ale prędko byłoby widać koniec, a w zasadzie dno konta bankowego, jakby tak do wszystkiego brać fachowca. Trzeba się więc uzbroić w cierpliwość. Czasami na cztery lata jak widać :D po przetrwaniu takiego remontu przetrwasz już wszystko! :D

      Usuń
  3. Czytając zdanie "Nikt nie potrafi wymyślić tylu dramatów i potencjalnych nieszczęść co ja" miałam ochotę krzyknąć, że chyba się jeszcze nie znamy :D
    A tak na poważnie - znam to doskonale i choć staram się w każdej sytuacji wytłumaczyć sobie, że realizm byłby lepszy od pesymizmu, to.. po ponad pół roku pozornego optymizmu założyłam w końcu karnisze. Kij, że firanka oparła się na kartonie. "Powoli nabiera kształtów". U mnie też zimno, ale jesień ma to do siebie, że przynajmniej pesymizm "uzasadnia".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie przybijam piąteczkę - ktoś na tym świecie musi wymyślać czarne scenariusze! :D Wszystko musi dojrzeć. I karnisz, i klej do kafelek. I do narzekania trzeba dojrzeć. Żeby pomarudzic, ale i tak jakoś dreptać do przodu :)

      Usuń
  4. Również mam tendencję do tworzenia czarnych scenariuszy i sama muszę się nieraz stopować, więc Cię dobrze rozumiem. Mimo że dawno wyszłam z dołka emocjonalnego, czasem tego nie uniknę... Powodzenia w ujarzmianiu tej "bestii".
    Czuję, że ten dom będzie naprawdę Waszym, rodzinnym miejscem, a kiedy stanie się ciepłą przystanią, odzyskanie spokoju i radości będzie o wiele łatwiejsze.
    Uściski :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby na podstawie moich wizji kręcić filmy, byłoby to coś pomiędzy filmem katastroficznym, a dobrym horrorem psychologicznym, który prostuje zwoje mózgowe w trakcie ogladania :D Dziękuję Ci pięknie! Mam nadzieję, że właśnie tak będzie :)

      Usuń
  5. Chętnie nowe gniazdko zobaczę! Zapraszam do siebie flowersblossominthewintertime.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger