lutego 06, 2023

O styczniu

W styczniu ruszyliśmy z kopyta.

Najpierw wypoczynek - zaszaleliśmy i wyjechaliśmy na ferie. Znaczy, przed oficjalnymi feriami, żeby uniknąć tłumów. To był genialna strategia - Ustroń należał do nas! Mieliśmy basen na wyłączność, zabiegi w kameralnym gronie własnej rodzinki. Na stołówce razem z nami były 3-4 osoby. Dla mnie idealnie. Spacerowaliśmy między piramidami (oczywiście pierwszego dnia nogi same poniosły w stronę opuszczonej Maciejki), wydrapaliśmy się na Równicę - co nie było łatwe o tej porze roku, bo śnieg i lód mieszał się z etapami wody i błota. Generalnie wycieczka zakończyła się praniem wszystkiego i wszystkich, z psem na czele... Ale i tak było super.

A potem ruszyliśmy do pracy. Salon opróżniony, fornir zakupiony, prąd zrobiony, ściany zaklejone siatką. Mega postęp! Mężu zasuwa godzinami, ale efekty są widoczne z dnia na dzień. Tata walczy na drugim froncie w pokoju na piętrze. To taki mały, w zasadzie nadmiarowy pokoik. Ale skoro mamy czas i znów potężny bajzel, to w zasadzie jedna ruina więcej czy mniej nie robi różnicy. A przynajmniej więcej będzie gotowe przed przeprowadzką i o tyle mniej życia w bałaganie w przyszłości. Nawet powzięliśmy szalony plan zrobienia równolegle toalety. Kafelkarz się wygadał, że ma wolny termin wiec nawet się nie zastanawialiśmy i od razu postanowiliśmy go zaklepać. Tyn sposobem do zrobienia po zamieszkaniu zostanie nam tylko kuchnia.

Kuchnia plus oczywiście milion innych rzeczy, takich jak instalacja gazowa, pompa do ciepłej wody, drenaż, kanalizacja deszczowa, garaże... Ale kto by się przejmował detalami :p

Nie no, serio... Jest tego jeszcze mnóstwo. Ale po kolei. Mamy tylko dwie ręce, 24 godziny na dobę i jedno konto, na którym niestety pieniądze nie mnożą się magicznie. I tak się cieszę, że wszystko ogarneliśmy własnymi środkami i na to, co jeszcze mamy zaplanowane spokojnie wystarczy. Nawet możemy zaszaleć i kupić nowe łóżko do sypialni.

Powoli realizuje się moja wizja. Nawet już kupiłam kilka roślinek na nowe miejsce. Likwidowali duży sklep ogrodniczy w naszej miejscowości i za kilka złotych kupiłam piękne, duże monstery i zamioculcasy. Stoją sobie w przyszłej sypialni i czekają :)

A co u Małego Chłopca?

Otóż, Młody Człowiek zdał pierwszy egzamin w życiu i tak oto zdobył biały pas w judo. Jest z siebie niesamowicie dumny :) Mało tego, mamy kolegów do pierwszej klasy!

Któregoś dnia na salę treningową wpadł spóźniony chłopczyk.

-Szczęść Boże! - rzucił w ramach przywitania z trenerem i heja ćwiczyć. Stoimy, patrzymy po sobie i generalnie wejście smoka wywołało śmiech towarzystwa, bo wpadł jak burza z tym powitaniem. I tym sposobem mama chłopaka zaczęła tłumaczyć, że młody chodzi do katolickiego przedszkola, że właśnie wracają ze spotkania przed pierwsza komunią i generalnie tyle się dzieje, że młodemu się już wszystko miesza. W tym momencie zapaliła mi się żaróweczka - nasz sąsiad, którego oficjalnie nie znamy, bo widzimy się tylko przez płot, również chodzi do katolika. I jest w tym samym wieku. Zagadałam więc, czy nasza koleżanka z judo nie zna przypadkiem tej rodziny. Zna! I nawet bardzo się kumplują, bo młody sąsiad również przystępuje do pierwszej komunii. Od słowa do słowa... I tym sposobem Mały Chłopiec zyskał kolejnych dwóch kolegów, z którymi może iść do pierwszej klasy :) Zebrałam się na odwagę i napisałam do sąsiadki-której-oficjalnie-nie-znam przez facebooka, że tak się sprawy potoczyły, a że akurat trwa rekrutacja do szkoły, to czy miałaby coś przeciwko wysłaniu chłopców razem. Było mi bardzo dziwnie zaczepiać ludzi w taki sposób i na dodatek wymagać od nich takich zobowiązań, ale zaryzykowałam. I się opłaciło. Mama sąsiada ucieszyła się z kontaktu i entuzjastycznie podeszła do pomysłu. Powiedziała, że jej syn z Małym Chłopcem już od dawna plotkują przez płot i z pewnością będzie im po drodze. Mamy więc już trzech kumpli-rowieśników :) rodzice chłopców są przemili, fajne rodzinki. A i Młody z pewnością raźniej pomaszeruje do pierwszej klasy mając obok znajome twarze.


Tymczasem Abi rośnie jak szalona. Z racji tego, że w naszym hotelu łóżko było totalnie niskie, prędko wpakowała się do środka. I ani rusz nie zamierzała opuścić pościeli. W domu ma absolutny zakaz, więc tam korzystała do oporu :p 




5 komentarzy:

  1. Intensywny i bardzo ciekawy czas mieliście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpatruję się w to pierwsze zdjęcie, bajka...
    Nie zaskoczyłoby mnie to, często na pożegnanie rzucam "z Bogiem". Ale domyślam się, że miny były świetne. ;)
    No to młody obwarowany w kumpli. Super ma start. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobre wieści zawsze mile widziane...Czytane...;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ u Was się dzieje! U mnie styczeń również był mega intensywny i to właściwie na każdym polu. A że podczas urlopu była przeprowadzka, to możesz się domyślić, jak mocno odpoczęłam;)
    Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
    mycoffeetime.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż sama się do siebie uśmiechnęłam dochodząc do fragmentu, gdzie piszesz o przyszłych kolegach Małego Chłopca z podstawówki (chociaż z tym jednym już teraz się znają). Warto już zawczasu myśleć o tego typu sprawach. Cieszę się też, że ferie raczej zaliczacie do udanych. Mam nadzieję, że będziecie je jeszcze długo wspominać. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger