września 19, 2019

O karierze przedszkolaka




Młody Człowiek, po krótkiej przerwie na zarazki, pomaszerował czwarty dzień z rzędu do przedszkola. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że tyle wytrzyma. Pierwszy katar z kaszlem przyniósł już drugiego dnia – aż szkoda, że się z nikim nie założyłam, bo dokładnie tyle obstawiałam od samego początku.

Odkąd rozpoczął karierę przedszkolaka, nie ma dnia, żeby ktoś go nie zagadał pytaniem „no i jak tam w przedszkolu? Jak było?”

Młody Człowiek dzień rozpoczyna o 6 rano. Każdego poranka zabiera ze sobą do przedszkola misia, wiernego towarzysza przygód, przyjaciela i lekarstwo na stres. No bo nie ukrywajmy, że trzylatek, którego nagle zabiera się z domu i odstawia do miejsca, gdzie wszystko jest nowe, inne, może i fascynujące, ale jednak obce, weźmie to na klatę bez „ale”. I o ile wcześniej miał do czynienia z innymi ludźmi, z rodziną, sąsiadami, dzieciakami na placu zabaw, to teraz nagle lata dookoła niego dwadzieścia rozwrzeszczanych, zapłakanych lub totalnie przerażonych małych ludzi. Wszyscy coś mówią, niektórzy totalnie po swojemu, każdy ciągnie w swoją stronę, nieraz w stronę drzwi ewakuacyjnych. Ten chce klocki, ten zabiera lokomotywę i buczy jak nakręcony udając pociąg, tamten wyrwał komuś kredki, a w międzyczasie dostał w czoło samochodzikiem. Jeden kaszle, drugi wyje, bo „mamo, gdzie jesteś?”, trzeci stoi i sika w spodnie, bo nie wie, co ze sobą zrobić, a te łazienki jakieś takie straszne i nie ma tu niebieskiego nocniczka... a w ogóle dlaczego mnie tu zostawili, gdzie jest mama?!

No sorry, ale kto normalny by to wytrzymał bez szwanku?

Pierwszy dzień szkoły stresuje. Pierwszy dzień studiów wzbudza tyle samo ciekawości co niepokoju. Pierwszy dzień w nowej pracy mimo pozytywnego nastawienia przeraża, a niby idziemy tam duzi, poważni i odpowiedzialni.

A ten mały, zasmarkany, zafascynowany nowym trzylatek? Kotłuje się w nim wszystko, od radości po rozpacz, cała gama przeżyć jednocześnie, z czego połowy nawet nie potrafi nazwać. No, chyba, że znacie takiego, który powie „mam dość ambiwalentny stosunek do tego przedszkola mamusiu”. Mój tak nie umie. Ostatnio powiedział, że zamek był osałamający* i był to wyraz najwyższego zachwytu nad architekturą.

Na komendę siadamy, jemy, myjemy rączki. A to co? Chlebek z ogórkiem? To da się jeść? Gdzie chlebek z ciągnącym serem? I zupa jakaś dziwna, bez gwiazdek, mama takiej nie robi. Czemu tu nie ma mojego widelca ze słonikiem? A potem jakaś obca pani mnie rozbiera i pakuje w piżamkę z robotami, kładzie niby spać, ale nie czyta Tupcia Chrupcia. I znów ktoś płacze, ktoś się śmieje, ktoś krzyczy, że Jasiu Małgosi wsadził palec w ucho. A potem ta pani śpiewała całkiem fajną piosenkę i tańczyliśmy w kółku. No, może nie wszyscy, bo taki chłopczyk zaczął się szarpać i wyrywać, a jedna dziewczynka w kółko i w kółko biegała dookoła sali, więc ta pani za nią w kółko i w kółko wołała "Karolinko, nie biegaj, Karolinko!" Zabawki też są niezłe, zwłaszcza tory i pociągi. I wagonów więcej niż w domu! Ale jednak to mój miś jest najlepszy na świecie. Czas ucieka, godziny lecą, dochodzi piętnasta, choć wydaje się, że to wieczność. Gdzie ta mama? Zapomniała? Przyjdzie po mnie, czy zostanę tu na zawsze?

- No to jak było w przedszkolu?
- Fajnie.

Pierwsze dni były świetne, potem dwa dramatyczne. A teraz chodzi z uśmiechem i wraca z milionem wrażeń, szczerząc się od ucha do ucha. Dzielny Młody Człowiek.


*znaczy oszałamiający, wiadomo przecież

8 komentarzy:

  1. Nam przygoda z przeszkolem zapadła w pamięć jako mega, super, wyjątkowa. Choć początki - zwłaszcza ze starszakiem, nie były łatwe

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś wiem na ten temat, bo sam jestem ojcem dziewczynki, która chodzi do żłobka. Najpierw chorowała ciągle po szczepieniach, które osłabiają odporność. A żłobek to tragedia jeśli chodzi o choroby. Jak chodziła tydzień pod rząd, to już był wielki sukces.. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tydzień w przedszkolu to dobry wynik. Pełny tydzień w żłobku to już w ogóle ewenement!

      Usuń
  3. Trzymam kciuki za same dobre dni☺️

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja córka poszła dopiero mając 5lat, dwa dni były super, a potem płącz rozrywający serce :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przypomniały mi się pierwsze chwile naszego syna gdy stał się przedszkolakiem... świetnie to opisałaś... tyle emocji u takiego małego człowieczka...
    Pamiętam jakby to było wczoraj a przecież minęło już kilka lat i nim się obejrzę będę kolejny raz przeżywać te chwile z drugim bąkiem ...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © zapisano przy kawie... , Blogger