Zmiana czasu
zupełnie rozregulowała mi rytm dnia. Pracuję teraz w kratkę, przez co każdego
ranka zastanawiam się, czy mogę spać, czy jednak muszę wstać? Do tego cała
koronasytuacja, stres, mnóstwo spraw na głowie i w efekcie nie śpię przez pół
nocy. Rano boli mnie głowa, jestem zmęczona, a wieczorem znów nie mogę zasnąć.
Leżę więc i myślę.
O czym?
Aktualnie mamy na świecie totalny przewrót codzienności. Martwimy się o nabjliższych, martwimy się o siebie - bo co będzie, jak mnie nie będzie? Martwimy się o to, czy przyniesiemy z pracy niespodziankę - bo niestety, wielu z nas musi do pracy chodzić. I pocieszamy się tym, że dobrze, że chodzimy, bo przecież tysiące osób nie wiedzą, czy jutro nadal będą pracować... Świat stał się przerażającym miejscem, a dom azylem i więzieniem jednocześnie. Robimy, co możemy, żeby jakoś funkcjonować, żeby układać swoją rzeczywistość na nowo. Grzecznie witamy się z sąsiadką, jednocześnie bojąc się do niej zbliżać. Odwlekamy wszystkie nasze plany na "kiedyś". Życzymy sobie w duchu, żeby nie rozbolał nas ząb, żeby nic nie wpadło do oka, żeby nie złamać palca, bo nic nie działa tak, jak powinno i tak do końca niewiadomo, gdzie szukać pomocy. Gdzieś tam pojawia się strach, że pójdę z palcem, a wrócę z wirusem, pójdę z zębem, a wrócę z wirusem... Na Waszych blogach czytałam już mnóstwo przemyśleń na ten temat. I chyba obawy mamy wszyscy podobne. Tak samo jak nadzieję na to, że wszystko wkrótce zacznie się lepiej układać.
Dość mam takich myśli za dnia. A tu noc długa... Więc? Więc najpierw
postanowiłam wymyślić siedem rzeczy, z których jestem zadowolona, które mi się
udały, które miło wspominam i choć nie są dla nikogo nieistotne, są dla mnie
ważne. Żeby to było coś dobrego, pozytywnego, wywołującego uśmiech. I wymyśliłam.
1) Zobaczyć Meteory
Dawno, dawno temu,
kiedy internet nie był jeszcze tak powszechny, router robił takie dziwne
piiip-ziuup-biii! zanim się podłączył do sieci, haseł wyszukiwało się przez Onet albo WP, a google nie
rządziło światem… ktoś pamięta te czasy? Otóż wtedy, bardzo dawno temu,
szukając czegoś na temat pewnego zespołu muzycznego, trafiłam na hasło Meteory.
Kojarzycie? Takie prawosławne monastyry, klasztory wybudowane na szczytach gór. Widok był
imponujący, niesamowity i wywołujący zasadnicze pytanie - jak oni to zrobili?! Zdjęć znalazłam niewiele, aczkolwiek zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Chciałam zobaczyć je na żywo. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale
zobaczyć je muszę. Wymyśliłam nawet, że w sumie to mogę iść do zakonu i tam
zamieszkać, bo wyczytałam, że jeden klasztor jest damski. Bo czemu nie? Taki widok to mogę oglądać codziennie. Udało się.
Trochę musiałam na to poczekać, ale dotarłam na miejsce i byłam więcej niż
zachwycona. Widok był nieziemski, zaiste magiczny - lekka mgła okrywała szczyt, nad którym górował klasztor. Potem wszystko się rozwiało i w pełnym słońcu ukazały się szczyty. Każdy szczegół chłonęłam z wielkim "łoo....!" Wprawdzie na miejscu okazało się, że do zakonu biorą tylko bogate wdowy, ale
trudno, nie zawsze będzie z górki. Zobaczyłam, było pięknie – nie zapomnę tego nigdy. A może nawet kiedyś
tam wrócę?
2) Wejść do ruin pałacu
Niedaleko miejsca
mojego zamieszkania, w niewielkim, zarośniętym parku, stoi sobie pałacyk z
końca XIX wieku. Miał zamurowane okna, zrujnowane obejście, rozkradziono
wszystko, co dało się wynieść. Jako że mam pociąg do takich miejsc i lubię
ignorować tablice zakazujące wstępu, od wielu, wielu lat kusił mnie ten obiekt.
Wejść, zobaczyć, co tam za tymi prowizorycznie wstawionymi cegłami widać. Od
czasu do czasu pojawiał się nowy właściciel, stawiał płot, rozbierał płot,
sprzedawał obiekt. Kupował nowy właściciel, stawiał płot, nic nie robił,
rozbierał płot.. Potem pojawiły się rusztowania i tak sobie stały dookoła
budynku. Stały i kusiły jeszcze bardziej – bo sięgały aż do tych okien, które
nie były zamurowane. I tak sobie przejeżdżałam koło owego pałacyku… aż
natknęłam się na program pewnej dziewczyny, która „zawodowo” buszuje po takich
miejscach. I wirtualnie oprowadziła swoich widzów po pałacu. Za zgodą
właściciela! No, teraz to już zaczęłam przebierać nogami nad wyraz
niespokojnie. Bo może ja też jakoś tam wejdę? Może do niej napiszę, może się
czegoś dowiem? Nie musiałam długo czekać – pałac zaprosił mnie sam! Na stronie
internetowej lokalnych wiadomości pojawiło się zaproszenie na koncert
smyczkowy. W pałacu! Od razu zarezerwowałam bilety. Był piękny, sierpniowy
wieczór. Poszłam z przekonaniem, że na terenie parku zostaną rozstawione ławki, jakaś prowizoryczna scena… Nie! Skąd! Zaproszono nas do wnętrza! Nowy
właściciel ostro ruszył z remontem, dowiedziałam się wielu rzeczy, a niecały
miesiąc później zwiedziłam pałac od piwnic, aż po wieżę. Teraz jeszcze bardziej
cieszę się na jego widok. Pojawiają się szyby w oknach, pojawiał się dach, spod
stuletniego brudu wyłania się piękna elewacja… coś pięknego. Z szerokim
uśmiechem śledzę kolejne postępy remontowe. Może kiedyś się tam zatrudnię? O,
to by było coś!
wspaniałe wspomnienia! teraz to one dają nam siłę i nadzieję,że będzie lepiej!
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Musimy pamiętać, że świat nadal jest piękny :)
UsuńPrawie w ogóle nie zauważyłam tej zmiany. Pierwszego poranka zdziwiłam się, że o 6 jest ciemno, bo tak to wstawałam budzona przez światło, zanim mi budzik zadzwonił.
OdpowiedzUsuńNo... nie. Nie zamartwiam się wirusem, bo nic mi to dobrego nie przyniesie. Owszem, mam w sercu myśli w trosce o bliskich, moi rodzice muszę cały czas pracować z innymi ludźmi, niesie to za sobą oczywiste zagrożenie, ale zamartwianie się, niesie stres, a stres obniża odporność organizmu. Tego nam nie trzeba na pewno. Także mam siebie w ryzach.
1. Tak, pamiętam życie bez internetu, ba bez komputera w domu. I też dobrze było.
Ogólnie życie klasztorne zawsze mnie interesowało. Kiedyś nawet chciałam wstąpić. ;P
2. Wspaniałe okazje, mnie w podobny sposób udało się wejść też w kilka miejsc. Trzeba mieć oczy otwarte. :)
Dla mnie zmiana czasu to zawsze dramat. Głównie dlatego, że zegar swoje, a moje dziecko swoje. W nosie ma zmiany i potem buszuje od bladego świtu... albo dla odmiany nie zamierza iść spać. W nocy wędruje, bo się mu wszystko miesza i przez to wszystko przez tydzień, dwa stoi na głowie :)
UsuńTo zupełnie inne życie, ja nie jestem mamą, ale doskonale to rozumiem. W rodzinie są dzieciaki i też mają ten problem przy zmianie czasu. ;)
UsuńMnie też niestety ta zmiana rozregulowała, ale na całe szczęście tylko dwa dni czułam się zmęczona i bez energii, potem mój organizm się przestawił.
OdpowiedzUsuńSuper pomysł z tymi wspomnieniami, zawsze mozesz oderwać myśli i skupić się na czymś innym :)
od wielu lat wstaję o tej samej porze... i nadal się do tego nie przyzwyczaiłam :D a teraz nie byłam zmęczona wieczorem, czytałam książki do późna... a tu nagle budzik!
UsuńMeteroy znam i są naprawdę piekne :) Robią wrażenie. Ja nawet nie odczułam zmiany czasu teraz :) Sytuacja jest okropna niestety.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś zabiorę tam rodzinę i sami zobaczą, jakie to niezwykłe miejsce :)
UsuńYou have a wonderful blog! The topics you write about are very close to me. Thank you for sharing your thoughts!
OdpowiedzUsuńI follow you through GFC! If you want, go to my blog :)
MY NEW POST: TOP 11 VERY CHEAP PROM DRESSES 2020 ♥
Oh, you have an interesting experience seeing a meteor fall ... it's very interesting.
OdpowiedzUsuńI have also seen it and at that time I hoped to see a meteor fall as a sign of a much better life step.
Have a nice days.
Gretings from Indonesia
Po przeczytaniu zaledwie jednago, pierwszego, najnowszego posta, już mi tu dobrze... Jakoś tak swojsko, czuję podobną do mojej energię, czuję ciepło... Dziękuję za trop. Zostaję... Pozdrawiam, Pola :)
OdpowiedzUsuńniesamowicie miło mi czytać takie słowa... zapraszam serdecznie, rozgość się i zostań! to chyba to zamiłowanie do magicznej czerni i bieli, o których pisałaś :)
UsuńBardzo piękne wspomnienia... czuć w nich radość i Twoją romantyczną duszę :)
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część!
Bardzo dziękuję :) Powoli tworzę ciąg dalszy! :)
UsuńJak przeczytałam to Twoje "dawno, dawno temu" to mi się wymiar mojego PESELa przypomniał !! ;o)
OdpowiedzUsuńAle w temacie...
Moim niewątpliwym "nr 1" jest pewna "półka skalna" przy szlaku Czerwonych Wierchów, nóżki dyndają w "niebycie", a przed oczami masz same szczyty... I wszędzie te szczyty biorę ze sobą (pod powiekami) i nie waham się ich używać...;o)
to są widoki, które zapiszą się w sercach na zawsze :)
UsuńZ Meteorami miałam tak samo, córka kiedyś pokazała mi zdjęcie jak mnisi w takich siatkowych sakach są wciągani na górę. Oniemiałam z zachwytu i trzy lata później pojechałam do Grecji. To już nie to bo podjechaliśmy na parking autobusem a potem po oślej ścieżce wspinaliśmy się do klasztorów ale zachwyt był i oczarowanie i pamiętam to do dziś.
OdpowiedzUsuńZe snem mam podobnie, oglądam stare filmy do 4 tej w potem śpię do 10 tej
Widzieliśmy mnicha w takim koszu, jadącego z jednego klasztoru do drugiego! Nogi mi się uginały od samego patrzenia :)
UsuńZ przyjemnością Cię odwiedziłam.
OdpowiedzUsuńZostanę i będę czytać wszystko co piszesz.
A w Meteorach byłam kilkanascie lat temu. I potem napisałam o tym tekst pt: "W niebie".
Uwielbiam ruiny zamknów i stare budowle - wtedy właśnie pracuje mi wyobraźnia.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam :-0
Wszelkie napotykane ruiny, nawet zaniedbane stare domy wywołują u mnie wzruszenie. Meteory chyba zapadają w pamięć każdemu, kto miał okazje je zobaczyć - to wspaniałe :)
UsuńDziękuję za wizytę na moich stronach. Jak trafiłaś do mnie?
OdpowiedzUsuńBędzie mi miło, jak czasem zajrzysz do mnie.
Nie mogę zaoferować Ci herbatki i czegoś słodkiego, ale zawsze znajdziesz ciepłe słowo.
Ja take biedę Cię odwiedzać. Zauroczyłaś mnie
Pozdrawiam niedzielnym porankiem