Blog miał być fajnym miejscem do pisania fajnych rzeczy. Miało być o małych podróżach, codziennym życiu, rozmyślaniach i przeżyciach.
Ostatnie miesiące nie kwalifikują się do żadnej z tych kategorii.
Wczoraj miałam rezonans. Ostatnie badanie w celu odnalezienia dziwnych rzczy, które zaczęły we mnie rosnąć i krwawić. Znów muszę czekać. Większość ostatnich tygodni polega głównie na czekaniu. Na wizyty u lekarzy, na badania, na wyniki, na zabiegi. Czekanie, ciągłe czekanie.
Dzisiaj poczułam, że może fajnie byłoby znów tu coś napisać. Nie za bardzo mam ochotę pisać o tym, co teraz się ze mną dzieje. Może później. Może kiedy już te mądre, medyczne głowy zlokalizują obcego w moim wnętrzu i powiedzą mi, co z tym wszystkim zrobić. A może kiedy już mi powiedzą, to w ogóle nie będę chciała nic napisać?
Dzisiaj piszę. Dzisiaj mam dobry dzień. Zasadziłam do doniczki cebulki z żonkilami i mam piękną wiosnę na parapecie. Uwielbiam wiosnę. To moja ukochana pora roku. Dzisiaj dużo odpoczywałam, obejrzałam „dumę i uprzedzenie”. Mąż zrobił mi przepyszne tagliatelle z łososiem (w jego wykonaniu jest doskonałe, zapewniam!) Ach, jeszcze przy okazji został gwiazdą antyradia. W weekendy jest taka audycja prowadzona przez Pana Pawła Lorocha, gastrofaza. Pięknie opowiada o jedzeniu. O przepisach, produktach, regionalnych specjałach. Marna ze mnie pani domu, a z kategorii kulinaria mam ledwie trzy minus. Ale uwielbiam tę audycję - choć zasadniczo audycji radiowych nie lubię. Ale Pan Paweł ma takie bogate słownictwo, tak cudowny sposób wyrażania się, że nawet o sosie do spaghetti opowiada jak o poezji. I właśnie dzisiaj był temat sosu, a przepis na sos do tagliatelle mego lubego został odczytany na antenie. Chętnie się podzielę, jeśli ktoś lubi takie smaki.
Chciałam też podziękować za wszystkie dobre życzenia pod poprzednim postem. To niesamowite. Tyle ciepłych słów mimo wirtualnego świata pomiędzy. To bardzo podnosi na duchu. Serdecznie i z całego serca dziękuję!
Skąd ja to znam, czekanie na diagnozę rodzi niepokój, obawę przed nieznanym. Cóż przykre to, ale mam nadzieję że wszystko będzie jeszcze dobrze. Medycyna jest bardzo dobrze rozwinięta, wykurzą tego potwora, który siedzi w Tobie! Bądź dobrej myśli i pisz, dziel się tym co raduje ale też i tym co boli. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBądź dobrej myśli. Wszystko się dobrze ułoży, zobaczysz. I przyjdzie czas, że to wszystko będzie tylko wspomnieniem :) Życzę Ci zdrowia z całego serca i przesyłam dobrą energię! Pola
OdpowiedzUsuńGratuluję Męża...;o)
OdpowiedzUsuńI tak będziemy tu zaglądać i czekać na Twoje posty...;o)
Czasem dobrze jest wykrzyczeć w "kosmos" swoje troski i rozterki...;o)
Buziole z Zaścianka...;o)
Będzie dobrze. Przesyłam móc serdeczności.
OdpowiedzUsuńRóżne rzeczy niesie nam życie... zatem z głębi serca życzę, by lekarze jak najszybciej postawili diagnozę a problemy okazały się niegroźne i przejściowe.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo zdrowia i ślę moc pozytywnych myśli!
Z serdecznym pozdrowieniem - Anita
To są takie sytuacje kiedy ja po prostu nie mam pojęcia co napisać.
OdpowiedzUsuńDobrze widzieć Cię pełną bieżącej nadziei.
Oj też tak czasem mam, że sama nie wiem co napisać na blogu. Zwłaszcza kiedy coś mi dolega lub jestem chora, więc rozumiem ten stan. Żonkile sadzone na wiosnę zawsze poprawiały mi humor. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDużo siły, zdrowia i pięknych dni Ci życzę :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za dobrą diagnozę i pomyślne rozwiązanie tych zdrowotnych perturbacji. Zdrowia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)